TEGO WYJAZDU CHYBA NIKT NIE TRAKTOWAŁ POWAŻNIE,
OCZYWIŚCIE POZA NAMI. „SZYDERA” DOTYCZĄCA MOTOCYKLI
TOWARZYSZYŁA NAM PRZEZ CAŁY OKRES PRZYGOTOWAŃ ORAZ
POCZĄTEK WYPRAWY. Z KAŻDYM JEDNAK DNIEM MALAŁA.
PRZYPADEK? NIE SĄDZĘ!
Na skróty:
VIVA LA UKRAINA
Już pierwszy taki podjazd był trudny technicznie i sporo się napociliśmy, żeby go zaliczyć. Silniki o niewielkiej pojemności plus bagaż – to połączenie zmuszało nas do utrzymywania odpowiednich obrotów, by sprawnie pokonywać wzniesienia. Umiejętne operowanie sprzęgłem sprawiało, że sprzęty bez jęknięcia osiągały zamierzone cele.
Już pierwszy taki podjazd był trudny technicznie i sporo się napociliśmy, żeby go zaliczyć. Silniki o niewielkiej pojemności plus bagaż – to połączenie zmuszało nas do utrzymywania odpowiednich obrotów, by sprawnie pokonywać wzniesienia. Umiejętne operowanie sprzęgłem sprawiało, że sprzęty bez jęknięcia osiągały zamierzone cele.Już pierwszy taki podjazd był trudny technicznie i sporo się napociliśmy, żeby go zaliczyć. Silniki o niewielkiej pojemności plus bagaż – to połączenie zmuszało nas do utrzymywania odpowiednich obrotów, by sprawnie pokonywać wzniesienia. Umiejętne operowanie sprzęgłem sprawiało, że sprzęty bez jęknięcia osiągały zamierzone cele.
Byłem z tyłu, walczyłem, aż totalnie opadłem z sił. Chłopacy zostawili kilkadziesiąt metrów niżej swoje motocykle i wrócili, żeby mi pomóc. Wrzuciliśmy kłody pod opony i motocykl nieco się podniósł. Zacisnąłem gaz w opór i niestety… Trach! Między zębatkę a łańcuch wpadł kamień, coś strzeliło i łańcuch spadł. No cóż, nie raz zrzuciło mi łańcuch. Wynieśliśmy więc motocykl z tej koleiny. Okazało się, że przez kamień napięcie było tak duże, że nie wytrzymał napinacz. Dzięki Bogu nie łańcuch! Odkręciliśmy oś i założyliśmy z powrotem napęd.
Byłem z tyłu, walczyłem, aż totalnie opadłem z sił. Chłopacy zostawili kilkadziesiąt metrów niżej swoje motocykle i wrócili, żeby mi pomóc. Wrzuciliśmy kłody pod opony i motocykl nieco się podniósł. Zacisnąłem gaz w opór i niestety… Trach! Między zębatkę a łańcuch wpadł kamień, coś strzeliło i łańcuch spadł. No cóż, nie raz zrzuciło mi łańcuch. Wynieśliśmy więc motocykl z tej koleiny. Okazało się, że przez kamień napięcie było tak duże, że nie wytrzymał napinacz. Dzięki Bogu nie łańcuch! Odkręciliśmy oś i założyliśmy z powrotem napęd.
RUMUNIA ZNANA LECZ NIEPRZEWIDYWALNA
Przez całą podróż towarzyszyła nam bardzo zmienna aura. W dzień był upał, nocą zaś padało i jak to w górach, temperatura mocno spadała. Ponieważ nie mieliśmy ze sobą namiotów (taki był plan), spaliśmy pod plandeką rozciągniętą między motocyklami. Było zimno i tak jak lubimy: nieprzewidywalnie. Czasem mieliśmy mokre śpiwory, czasem nie, a czasami… ale o tym za chwilę.
Zanim opuściliśmy miasto, zostaliśmy zatrzymani przez policję po tym, jak wjechaliśmy na drogę objętą zakazem poruszania się motocyklem (naprzeciwko budynków rządowych Mołdawii). Panowie po(mi)licjanci obwieścili nam, że nasze prawo jazdy zostanie zatrzymane na trzy miesiące, no chyba, że zapłacimy po 350 zł łapówki na łeb. Na szczęście mamy już trochę ogłady wyprawowej i wiedzieliśmy, że po prostu trzeba ich wziąć na przetrzymanie – tak też zrobiliśmy. Chciałem zagrać na gitarze, a nawet oddać autograf Tadka Błażusiaka w zamian za „wolność”, lecz nie udało się (Tadek, musisz jeszcze trochę powygrywać dla nas, zawieś emeryturę!). W końcu policjant otrzymał od nas 30 zł w drobniakach (!) i puścił. Mogliśmy wrócić na rumuńskie bezdroża!
PRAWDZIWA DZICZ
UPIORNY TOKAJ, DOBRY CZAS
Kierując się do domu przez Węgry, odwiedziliśmy Tokaj, mieścinę znaną ze swojego wina. Nocowaliśmy tam raczej przez przypadek, ale to właśnie stamtąd wywieźliśmy jedno z bardziej dramatycznych wspomnień z tej podróży.
Jechaliśmy cały dzień. Praktycznie od samego rana pokonywaliśmy kolejne kilometry rumuńskich dróg, z których większość była w tym czasie w przebudowie. To była mało przyjemna, bardzo szarpana jazda. W końcu znaleźliśmy się na Węgrzech, gdzie przyszedł czas na nocleg. Początkowo szukaliśmy pola namiotowego, ale ceny zbliżone były do cen hosteli, więc standardowo dla nas zjechaliśmy nad rzekę i rozbiliśmy obóz. Tym razem nie niedźwiedź, a burza wytrąciła nas ze spokojnego snu.
Jechaliśmy cały dzień. Praktycznie od samego rana pokonywaliśmy kolejne kilometry rumuńskich dróg, z których większość była w tym czasie w przebudowie. To była mało przyjemna, bardzo szarpana jazda. W końcu znaleźliśmy się na Węgrzech, gdzie przyszedł czas na nocleg. Początkowo szukaliśmy pola namiotowego, ale ceny zbliżone były do cen hosteli, więc standardowo dla nas zjechaliśmy nad rzekę i rozbiliśmy obóz. Tym razem nie niedźwiedź, a burza wytrąciła nas ze spokojnego snu.Jechaliśmy cały dzień. Praktycznie od samego rana pokonywaliśmy kolejne kilometry rumuńskich dróg, z których większość była w tym czasie w przebudowie. To była mało przyjemna, bardzo szarpana jazda. W końcu znaleźliśmy się na Węgrzech, gdzie przyszedł czas na nocleg. Początkowo szukaliśmy pola namiotowego, ale ceny zbliżone były do cen hosteli, więc standardowo dla nas zjechaliśmy nad rzekę i rozbiliśmy obóz. Tym razem nie niedźwiedź, a burza wytrąciła nas ze spokojnego snu.