W poszukiwaniu idealnej, używanej VTX 1300S Zdecydowałem się na wersję S, ponieważ ma szprychy i dużo ładniej prezentuje się od R. Łatwiej mi było podjąć taką decyzję ponieważ dwóch kolegów w naszym stowarzyszeniu Wings of Freedom Środa Śląska ma takich motocyklach już jeździło. Minęło trochę czasu i oględzin VTX-ów w Polsce, zanim trafiłem na ideał, […]
Na skróty:
W poszukiwaniu idealnej, używanej VTX 1300S
Zdecydowałem się na wersję S, ponieważ ma szprychy i dużo ładniej prezentuje się od R. Łatwiej mi było podjąć taką decyzję ponieważ dwóch kolegów w naszym stowarzyszeniu Wings of Freedom Środa Śląska ma takich motocyklach już jeździło. Minęło trochę czasu i oględzin VTX-ów w Polsce, zanim trafiłem na ideał, jakiego szukałem. W 2012 roku zakupiłem moją „Hanię” 1300 S z 2005 r. Przypłynęła na ziemię Polską zza wielkiej wody w 2008 roku. Do dnia dzisiejszego jest ze mną. Zakupiłem ją w listopadzie. Niestety zima przyszła szybko i jak na złość długo trzymała. Miałem czas na zapoznanie motocykla od strony technicznej. Coś rozebrałem, poprawiałem, dokupiłem. Oczywiście była to okazja do spotkań przy piwku w garażu z przyjacielem (pozdrawiam Krzysia Czarnotę!), który namówił mnie na VTX.
Nie tylko plusy
Aby zakończyć rozpływanie się nad VTX-em, trochę ponarzekam. Nie do końca jestem zadowolony z plastikowego przedniego błotnika i plastikowych boczków. Mogli już zrobić te elementy tak, jak zbiornik i tylni błotnik, czyli z blachy (może chcieli trochę odchudzić i tak już dość ciężki sprzęt?). Przeszkadza mi brak wskaźnika paliwa. Po tankowaniu trzeba pamiętać o zerowaniu licznika, aby mieć orientację, kiedy szukać stacji. Kilka razy miałem pietra czy dojadę, gdyż kranik był już dawno przełączony na rezerwę. Kolejna rzecz, która mnie troszkę irytuje, to „trzaskające” niższe biegi 1-2. Później jest już lepiej, ale brakuje mi na trasie jeszcze 6-go biegu, wtedy było by idealnie. Teraz wrócę do pochwał. Sylwetka VTX dopracowana jest w każdym szczególe, projektanci wszystko przemyśleli. Linia motocykla jest spójna od przedniej lampy, poprzez zbiornik paliwa (łezka), siedzisko, aż po tylni błotnik. Nadwozie kończy się daleko za kołem, dając temu motocyklowi wygląd bandziora. Jest po prostu piękny. Gdy dołożymy do tego nieco chromów oraz akcesoriów, nie ma przechodnia, który by nie przystanął, aby popatrzeć. Dorzucając do tego dźwięk silnika na akcesoryjnych wydechach mamy murowaną gęsia skórkę.
Honda VTX 1300S w trasie
Ruszając w drogę wszystko inne nie istnieje i szybko spychamy jego małe niedoskonałości w niepamięć. Motocykl prowadzi się idealnie, może zabrzmi to śmieszne, ale czuję się na nim bezpiecznie i wiem, że wszyscy mnie widzą i słyszą (ostrzegam – to głupie myślenie). Zdarzyło mi się kilka razy hamować awaryjnie i powiem, że koła szybko się blokują i trzeba troszkę doświadczenia. Nagłe wyhamowanie VTX graniczy z cudem (365 kg motocykla z pełnym bakiem i wszystkimi akcesoryjnymi dodatkami plus moja osoba daje w sumie dużo więcej). Za stabilność odpowiada genialnie ułożony środek ciężkości. Uwielbiam drogi z łagodniejszymi łukami. Motocykl składa się w nie płynnie i jeszcze lepiej z nich wychodzi. To dzięki solidnej dawce momentu obrotowego, na 5 biegu do 40 km/h nawet nie redukuję na niższe przełożenie, odkręcam manetkę i rwę dalej. Niestety przy ostrych łukach trzeba zwolnić, inaczej darcie podestów murowane. Mam też nietypowe odczucie, gdy jadę z „plecaczkiem” (żoną Marzenką) lub załadowany na wyjazd wakacyjny, np. męski tydzień ok. 2500 km po Polsce z Krzysiem i Balonem (też na VTX-ach 1300). Gdy motocykl jest dociążony, wydaje się być mocniejszy i zrywniejszy, nie wiem jak to wytłumaczyć, ale tak Honda działa na psychikę.
Najlepiej jeździ mi się z prędkością do 120 km/h. Oczywiście szybciej też się da. Spróbowałem raz do 180 km/h, ale wtedy VTX zaczął już dziwnie i niestabilnie się zachowywać. Nie ma wtedy frajdy, bo po przejechaniu większej ilości kilometrów po prostu głowa odpada. Najdłuższy odcinek, jaki pokonałem, to ok. 630 km z przerwami na tankowanie. Nie byłem nawet zbytnio zmęczony i tu polecam akcesoryjne oparcie kierowcy plus spacerówki. Spalanie mojej „Hani” na trasie to około 5,5l, w jeździe miejskiej ok. 7-7,5l. Nie mam też problemów w jeździe miejskiej po Wrocławiu. Fakt, manewrowanie z kuframi jest trochę ciężkie, lecz da się opanować.
18 600 km za nami
Zrobiłem przez trzy sezony 11500 mil (czyli jakieś 18600 km) nie robiąc przy motocyklu nic prócz podstawowych czynności serwisowych. Wymiana oleju, filtrów, świec i opon.
W okresie zimowym gdy motocykl odpoczywa możemy doposażyć go w szeroką gamę akcesoriów, do VTX jest ich mnóstwo.
Bezawaryjność VTX 1300 według mnie stawia go w czołówce motocykli na świecie, a przede wszystkim w tym segmencie. Są to motocykle na długie lata. Polecam z czystym sercem wszystkim, którzy mają jeszcze jakieś wątpliwości.
W tym sezonie dokupiłem Hondę ST 1300 Pan European, aby razem z żoną zwiedzać Europę, lecz tylko na VTX będę czuł wiatr we włosach. Przyznam się, że po zakupie ST wystawiłem na sprzedaż moją Hanię, lecz jak zawsze na najbliższych można liczyć… Żona i przyjaciel Krzyś wybili mi z głowy sprzedaż i VTX zostaje w rodzinie.
Opinie o VTX 1300S prosto z FB Świata Motocykli
Marcin Ziębakowski: Idealny motocykl na długie, zimowe wieczory. Wystarczy wiaderko kosmetyków motocyklowych i worek szmat.
Ewelina Dębska: Motor – super! Miałam wersję dla osób o małym wzroście, jak ja (160 cm). Idealny.
Paweł Sołtys: Mam VTX 1300S. Wspaniały kompan. Jeżdżę od trzech sezonów. Wymieniam tylko olej i filtr i dalej w drogę. Zrobiłem ok. 21 000 kilometrów. Nie ma nawet żadnego prychnięcia, kichnięcia. Przy ok. 110-120 km/h spala ok. 5,5 l/100 km w trasie. Gdy kręcę się wkoło komina – ok 7 l/100 km, lecz to jest nieistotne. Przy wadze motocykla rzędu 365 kg z pełnym bakiem i wyposażeniem (ważony na wadze elektronicznej), przy moim wzroście (166 cm), problemu nie sprawia mi jeżdżenie po Wrocławiu, między samochodami. Środek ciężkości – idealnie usytuowany. Również na długie trasy jest po prostu rewelacyjny.