Suzuki SV 1000 to bardzo fajny, dopracowany, meganiezawodny motocykl.
Na skróty:
Używane Suzuki SV 1000
Swoje SV kupiłem na początku 2010 roku z przebiegiem około 20 tysięcy kilometrów. Wybór padł na wersję 1000N z 2004 r. W pierwszym sezonie wymieniłem tylko filtry i olej i ruszyłem w drogę. Podczas pierwszej synchronizacji przepustnic i regulacji luzów zaworowych (w moim przypadku przy ok. 30 tys. km) mechanik zamienił tylko miejscami dwie płytki, mimo że „mieściły się w tabeli”. Zrobił to – jak sam powiedział – „dla własnej fanaberii”… Przy okazji wymieniłem napęd.
SV 1000 – zawieszenie na miarę
Suzuki SV 1000 fabrycznie zostało wyposażone w pełną regulację zawieszeń zarówno z przodu jak i z tyłu, co daje możliwość precyzyjnego dostosowania ustawień do swoich upodobań. Ogólnie zawieszenie jest stabilne, motocykl prowadzi się pewnie aż do maksymalnej prędkości. Nie widziałem potrzeby poprawy fabrycznych ustawień, ale dobrze mieć taką opcję np. na wypadek trasy z pasażerem. Dużo pomaga również fabrycznie montowany amortyzator skrętu, który podczas mocnego przyśpieszania na naszych polskich drogach już wielokrotnie pokazał, że działa, skutecznie tłumiąc rodzącą się „szymę”.
Silnik
Dźwięk silnika „burzy ściany” a wysoki moment obrotowy od samego dołu, zwłaszcza odkąd dołożyłem przelotowe „kominy”, zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Sam silnik, jeśli nie liczyć okresowego serwisu, jest bezobsługowy – nigdy nie zawiódł. Jedyny słaby element, choć nie dotyczy to wszystkich egzemplarzy, to wysprzęglik, który szybko zaczął się pocić. Aby usunąć usterkę, należy go uszczelnić (nowe uszczelki i osłonka przeciwkurzowa). Nie zaszkodzi też wypolerować cylinderek drobnym papierem wodnym.
Przy zmianie „kominów” na przelotowe pojawia się dziura w obrotach przy 5,5 tys. obr./min. (nie wiem czy dotyczy wszystkich roczników). Dobrze jest zastosować sportowy filtr powietrza i zestroić potem maszynę na hamowni. Wymiana świec na irydowe poprawiła nieco kulturę pracy silnika, zwłaszcza na biegu jałowym.
Eksploatacja SV 1000
Koszty eksploatacji? Jak na „litra” nie są wysokie (zobaczcie zestawienie). Apetyt na paliwo? SV 1000 naprawdę nie potrzebuje wiele: spalanie mieści się między 4,45 a 8,75 l/100 km (najniższy wynik w trasie przy ok. 100-110 km/h). Najczęściej potrzebuje ok. 6,5-7 l/100 km. Staram się używać wysokooktanowej benzyny. Oleju nie bierze, chyba że go mocno przegonić.
Wraz z kilometrami nawiniętymi na koła pozmieniałem co nieco w swojej Suzi. Litrowy SV jest dość nerwowy, dlatego warto zainwestować w crash-pady. Owiewka Givi, mimo że nie wszystkim przypadnie do gustu, pozwala bezstresowo pokonywać kilometry w wyprostowanej pozycji. Bez niej granica komfortu kończyła się przy 130 km/h. Potem zaczynała się walka. Akcesoryjne siodło jest o wiele wygodniejsze i niższe, niż oryginalne, co przy moich 170 cm wzrostu jest bardzo pomocne. Szersza kierownica ułatwia prowadzenie motocykla. Przewody hamulcowe w stalowym oplocie i radialne zaciski wyraźnie poprawiły skuteczność hamowania. Podgrzewane manetki umilają podróż w chłodniejsze dni, a w kufer można zapakować trochę więcej, niż tylko niezbędne drobiazgi.
Moim sprzętem przekroczyłem już 60 tys. kilometrów, a Suzi cyka, jak zaraz po zakupie… Nic dodać, nic ująć. Godny sprzęt.
Bardzo wiele przydatnych informacji można znaleźć na www.svforum.pl.
Opinie o SV 1000 prosto z FB Świata Motocykli
Piotr Olejnik: Daje radę w każdych warunkach.
Rafal Rafik: Super motocykl. Miałem ją od nowości. Jak ją sprzedawałem, miała przebieg 67 500 kilometrów. W większości jeździłem z pasażerką. Jedyne, co padło, to tylne łożysko przy 60 tys. km. Sam je wymieniłem. Poza tym zużyłem dwa akumulatory, kilka kompletów opon, filtr powietrza, olej i filtry oleju, jedną żarówkę do przedniej lampy. Łańcuch wymieniłem na DID – wytrzymał dużo dłużej od oryginału (oryginał wymieniłem przy 30 tys. km), zębatki miałem oryginalne do końca. Bardzo wytrzymały motocykl, fajna charakterystyka silnika. Używałem go do śmigania po mieście jak i na wyprawy z pasażerką i bagażami z przebiegami nawet do 5 tys. km. SV wymieniłem na GTR 1400. Nie mogę się doczekać nowego golasa Suzuki z silnikiem V2.
Bartosz Lamentowicz: Bardzo fajny sprzęt, niestety „niekomercyjny”, więc wycofany… Wcześniej miałem Africę, potem DL-a, a po nim właśnie SV. Teraz mam Aprilię, lecz „V-ki” żaden nie zastąpi. Swoje SV kupiłem, gdy miało 16 tys. km, sprzedałem koledze przy 30 tysiącach, a teraz ma ponad 70 tys. km i nawet gdyby jej skręcić „szafę” o te 40 tysięcy, to nikt by się nie połapał. Bardzo fajny sprzęt! Dzisiaj nikt nie produkuje takich motocykli, bo się słabo sprzedają: nie mają 200 KM, turbo czy innego doładowania, kosmicznych hamulców i innych bajerów…
Marek M.: Według mnie to bardzo niedoceniony w naszym kraju sprzęt. Fajny, uniwersalny motocykl z charakterem. Na akcesoryjnym wydechu gada znakomicie.
Koszty eksploatacji Suzuki SV 1000:
Olej i filtry co 6 tys. km – ok. 250-300 zł
Zestaw napędowy – już poniżej 500 zł (zależnie od stylu jazdy powinien wystarczyć na ok. 20 tys. km)
Tylna opona (Michelin Pilot Road 2 CT, u mnie wystarczyła na 20 tys. km) plus przednia (jeszcze pożyje) – 1200 zł za komplet z montażem
Klocki hamulcowe – przód 300-400 zł, tył ok. 100 zł
Łożyska kół – 220 zł
Łożyska wahacza – zestaw 160 zł (wymieniłem przy 55 tys. km)
Tarcze hamulcowe – przód 550 zł, tył (z Chin) 150 zł