Moja przygoda z motocyklami zaczęła się już dawno, jednak zdecydowanie przyspieszyła w 2013 roku. Początki polegały na pielgrzymkach do wujkowej szopy i na przyglądaniu się starej, zakurzonej Jawie Perak z 1954 roku. Zawsze sobie powtarzałam ”kiedyś…„. Kolejnym etapem było jeżdżenie jako plecak… od 2005 roku. Co zatem sprawiło, że czas tak przyspieszył? We wrześniu 2013 […]
Moja przygoda z motocyklami zaczęła się już dawno, jednak zdecydowanie przyspieszyła w 2013 roku. Początki polegały na pielgrzymkach do wujkowej szopy i na przyglądaniu się starej, zakurzonej Jawie Perak z 1954 roku. Zawsze sobie powtarzałam ”kiedyś…„.
Kolejnym etapem było jeżdżenie jako plecak… od 2005 roku.
Co zatem sprawiło, że czas tak przyspieszył? We wrześniu 2013 roku znalazłam się wśród ludzi o podobnych zainteresowaniach. Pierwszą osobą, która wyciągnęła pomocną dłoń był Jerzy. Miał już doświadczenie w składaniu zabytków, więc doszliśmy do wniosku, że zaczynamy!
Z pomocą Gosi i Marka- zaprzyjaźnionego małżeństwa, również motocyklistów przywieźliśmy Jawę z Międzygórza do Wrocławia. Tam zaczęła się rozbiórka, część za częścią, śrubka po śrubce.
Na koniec motocykl wyglądał dosłownie jak kupa złomu 🙂
Stan Jawy był dobry, motocykl trzymany był w zadaszonym, suchym pomieszczeniu, więc nie wyglądał tak źle jak mógłby wyglądać zgodnie z jego wiekiem. Czyli na 60 lat.
W rodzinie motocykle pojawiły się w latach 60-tych. Dziadek Aleksander jeździł na WFM-ce, WSK, a następnie na Jawie 250-tce. Perakiem zaraził mnie wujek Marian dając mi się kiedyś nią przejechać jako dziecku po leśnej drodze 🙂 Pamiętam, że odpalała wtedy na pych 🙂
Po rozebraniu motocykla zmieniłam pracę i trzeba było znaleźć jej nowe miejsce, więc przez dwa miesiące leżała u mnie na biurku w mieszkaniu. Smutny to był widok.
Ten stan rzeczy zmienił się 17 czerwca 2014 roku podczas wrocławskiej edycji oldtimerbazar’u. Błądząc pomiędzy alejkami i wystawcami w poszukiwaniu puszki na akumulator, trafiłam na Gosię i Marka, a dzięki nim na Bartka i Adama. I tak trafiłyśmy obie (Babcia Jawa i ja) do zajezdni na Legnickiej.
Ponieważ miałyśmy już swój kąt, można było działać dalej. Początkowo planowałam zlecić wszystko chłopakom, wiedziałam już ile czasu i pracy zajęło rozbieranie jej, a co dopiero składanie…Plan się nie powiódł. Adam pokazał mi gdzie są narzędzia, i siląc się na cierpliwość wytłumaczył jak ich używać. Powtarzając instrukcję nawet po 10 razy 🙂 Cóż…w związku z tym trzeba było się wziąć do roboty… żmudnej. Godziny picia kawy, czyszczenia, pocierania, szlifowania.
Błędem było zakładać, że uda mi się w ciągu roku postawić ja na koła. Zabytki uczą cierpliwości…
Na część wykonywanych prac nie miałam wpływu. Dla przykładu na części z chromowania czekałam prawie pół roku…zostały odesłane niekompletne i nieskończone. I cały proces częściowo trzeba powtarzać, i znowu ustawiać się w kolejkę do innego, poleconego tym razem specjalisty.
Teraz jest już prościej, na początku błądziłam, nie znałam realiów, zdana byłam na własny instynkt. Ale jaki instynkt może mieć ktoś, kto nigdy tego wcześniej nie robił? Dziś jest łatwej, swoje już wiem, wiem też, że nie wszystko da się zrobić na wczoraj, ale jak mówią koledzy przy kolejnym motocyklu będzie łatwiej 🙂 Szlaki przetarte.
W tym sezonie Jawa już nie pojeździ, przed nami malowanie i składanie. Ale dzięki temu będzie więcej czasu na przemyślane działania przed kolejnym sezonem.
Dzięki nieocenionej pomocy Jerzego, Adama i Łukasza, którzy wspierają mnie na każdym kroku oraz mentorskiemu wsparciu wujka prace idą do przodu.
Dlaczego motocykle? Dużo podróżuję i zawsze chciałam połączyć te dwa elementy. Moim marzeniem jest zakup motocykla, który pozwoli mi na eksploatowanie go zarówno na długich trasach jak i bezdrożach, ale to też plan na przyszłość. Na razie waham się pomiędzy GS-em, a Hondą CB.
Dlaczego stare motocykle? Z natury jestem sentymentalna 🙂
Niedługo [sic] 😉 spotkamy się na trasie. LWG