Ława, dwie ławki, kilkoro ludzi wkoło. Kawka i dalej. Nie poczułem smaku, klimatu, nie poznałem ludzi. Cyknąłem tylko pamiątkowe zdjęcie.
To samo miejsce, kolejny dzień – czuję smak kawy, bagietki i masła. Widzę uśmiechnięte twarze, zauważam brak obrusu, stada much, śmieci. Ci sami ludzie, tak samo lub podobnie ubrani ale uścisk reki już inny – pytanie, czy to ja inaczej czuję, czy to oni są już bardziej otwarci?
Widzę, że wkoło coś się dzieje – to dzieci w mundurkach zdążają do szkoły. Te starsze już bez, ale ubrane odświętnie – to cieszy, że Afryka stawia na edukację!
I po raz trzeci… zauważam brak obrusu, teraz wiem jak smakuje kawa w Afryce o poranku. Bagietka i masło rozpuszczają się w ustach. Witam każdego z osobna mocnym uściskiem dłoni, wymieniamy kilka słów na przywitanie. Wszyscy uśmiechnięci i żywiołowi. Nikt nie boi się podnieść głosu czy zaśmiać się głośno.
Dziś jest ktoś nowy. Starszy człowiek – witam się z nim na końcu, gdyż siedzi najdalej. Lewą dłonią chwyta moją prawą gdzieś w okolicy nadgarstka, prawą ściska moją prawą dłoń. Czuję jego spracowane ręce, tętno. Patrzy głęboko w oczy i wita serdecznie.
Nie wiem, co powiedział, ale rozlegają się brawa. Siadamy obok. Znów jestem zaskoczony, bo widzę, że kawa to jednak nie tylko zalanie wrzątkiem proszku, ale również ubijanie jej, przelewanie. Dopiero dziś zauważam, jak ciemny mają tu cukier.
Dziś widzę, jak obok na straganie z 20-litrowej bańki jej właściciel nalewa klientowi półlitrową miarkę i jej zawartość przelewa do zbiornika. Za nim w kolejce stoi już następny klient.
Widzę w oddali wspaniałą mgiełkę, która dodaje smaku chwili. To przez nią przebijają się poranne promyki słonka. Siadam na skuter i mkniemy we dwóch z moim gospodarzem przez miasto osnuci ciepłem porannego powietrza. Z dnia na dzień cieszę się tym wszystkim coraz mocniej. Szkoda, że nie mogę zostać tu jeszcze kilku dni.
Ciekawe, jak smakowałaby bagietka w piątek…