A więc kontynuujemy se­rial, turystyczny rozpo­częty artykułem „W drogę”. Zastanawiam się, czy wśród rzeszy czytelników „ŚM” będą w tym roku motocykli­ści, którzy przejadą którą­kolwiek z tras opisanych w naszym miesięczniku. Jeśli tak, to oczywiście ogromnie zachęcam do po­dzielenia się z innymi czy­telnikami swoimi wrażenia­mi i spostrzeżeniami. Wszelkie ciekawe informa­cje mogą być przecież wy­korzystane przez potencjal­nych, a jeszcze niezdecydowanych co do swojej tożsa­mości motocyklowej właści­cieli dwóch kółek. 

To naprawdę miłe i sa­tysfakcjonujące uczucie, kiedy ktoś nam powie, że skorzystał z naszych rad i propozycji. Stara prawda mówi: „Apetyt rośnie w miarę jedzenia”, a tury­stykę motocyklową też trze­ba pomału, ale z przyjem­nością smakować. Niewąt­pliwym faktem jest, że mło­dość cechuje żelazna od­porność i wytrzymałość. Ale nie trzeba spać na gołej ziemi, pod gołym niebem, któ­re nie zawsze jest rozgwież­dżone, a często w naszych szerokościach i długościach geograficznych potrafi się srogo zachmurzyć. Po co poszerzać grono byłych użytkowników jednośla­dów, którzy mają po kilku zaledwie sezonach reuma­tyczne bóle stawów, zapalenie korzonków i całe mnó­stwo innych dolegliwości, związanych z brakiem wła­ściwego uprawiania tury­styki motocyklowej. Bądź­my zawsze przygotowani na wszelkie ewentualności, a każda improwizacja oka­że się wówczas szalenie lekka, łatwa i przyjemna. Ale dość tych namolnych pouczeń cechujących zgrzy­białych staruchów. Proponowana w tym nu­merze trasa, gdyby podejść do lektury poprzednich „ŚM” logicznie i geograficz­nie, powinna przebiegać al­bo przez północno-zachod­nią, albo południowo-za­chodnią połać naszej Ojczy­zny. Ale niech mi darują „aborygeni” tam mieszkają­cy, że mnie ciągnie na wschód. Coś w tym jest, że wielkie legendy ludów Eu­ropy kazały swoim herosom ciągnąć w kierunku albo bezkresnego oceanu „nie­obozrimoj stiepi”. „Ach jedź na wschód, ach jedź na wschód, zapukaj do hare­mu mego wrót”. Tereny są tam bardzo piękne, a drogi stosunkowo luźniejsze niż w zachodniej części Polski. 

Co prawda nie jest to ten ideał, o którym pisałem przy okazji zwiedzania Li­twy, Łotwy, a zwłaszcza Es­tonii, ale też jest jeszcze dość luźno. A zatem propo­zycja dla tych, którzy nie mogli z jakichś (oczywiście bardzo ważnych) powodów zwiedzić Bieszczad ani Ma­zur. Może uda się Wam w końcu sierpnia, na po­czątku września, zahaczyć (korzystając z tej propozy­cji) po trochu o jedno i dru­gie. 

Naturalnie kolejność zwiedzania jest dowolna. Ale ja bym preferował ucieczkę na południe. Czyli najpierw Mazury, a potem Bieszczady. 

I-III dzień

Po dojechaniu do Jezior Mazurskich robimy sobie 3-dniowy popas albo w rejo­nie Węgorzewa (Sztynort) albo Giżycka, albo Ruciane­go. Jezior jest pod dostatkiem, a i pól kempin­gowych też obrodziło. Tutaj ogólne moczenie i wygrzewanie. Miejmy nadzieję, że wymakanie będzie dobro­wolne w jeziorze, a nie przymusowe w deszczu. W ciągu tych trzech dni nie nale­ży zapominać o wiernym stalowym rumaku i wyko­nać kilka wycieczek przez otaczające lasy i wzdłuż pięknych jezior. 

IV dzień

Z ostatniego noclegowi­ska przez Puszczę Borecką, Olecko; Gołdap, potem Puszcza Romnicka do jeziora Hańcza (zimna woda, ale za to najgłębsza w Polsce), Wiżajny, Sejny, na nocleg w Starym Folwarku nad je­ziorem Wigry. Przed snem warto obejrzeć kościół i klasztor oraz eremy (domki zakonników) pokamedul­skie. 

V dzień

Stary Folwark – objazd jeziora Wigry (Gawrychru­da, Bryzgiel, Serski Las), Augustów i poprzez tereny Biebrzańskiego Parku Na­rodowego (uwaga na bo­brze ogony) do twierdzy Osowiec (a właściwie jej resztek). W czasie rozbio­rów była to jedna z twierdz chroniąca Priwislainskij Kraj od Furii Teutońskiej (oczywiście w interesie Wielka-Ruskiego Impe­rium). Nocleg. 

VI dzień

Osowiec – kontynuujemy jazdę przez Biebrzański Park Narodowy – Wizna (reduta kpt. Raginisa z 1939 r.) – Tykocin (to tutaj zdrajca Radziwiłł Janusz wyzionął ducha oblężony w czasie Potopu przez od­działy hetmana Sapiehy). Dalej trzymamy się jak naj­bliżej rozlewisk Narwi w kierunku na Puszczę Bia­łowieską – Białowieża (noc­leg). 

VII dzień

Białowieża – Hajnówka – Siemiatycze -Janów Podla­ski (stadnina koni) – Tere­spol – Kodeń (sanktuarium Maryjne) – Włodawa – Du­bienka (bitwa w czasie woj­ny polsko-rosyjskiej 1792 r., Kościuszko) – Horodło (unia polsko-litewska 1413 rok) – Hrubieszów (nocleg). 

VIII dzień

Hrubieszów – Dołhobyczów – Tomaszów Lubelski – Lubaczów – Sieniawa (ru­iny zamku) – Jarosław – Przemyśl (przed spaniem zwiedzanie zamku i miasta, m.in. wspaniale zrekon­struowany przez Jerzego Mierzwiaka pomnik Orląt Przemyskich oraz Muzeum Twierdzy Przemyskiej).

IX dzień

Przemyśl (zwiedzanie ruin fortów przemyskich) – Krasiczyn – Lesko – wzdłuż Jeziora Solińskiego (Bieszczadzkiego Morza) – Czarna – Ustrzyki Górne (nocleg).

X dzień

Wycieczka na Tarnicę lub Połoninę Caryńską. Następnego dnia potwornie zmęczeni fizycznie, ale za to wspaniale odprężeni psychicz­nie, jedziemy pełni wrażeń do domu, aby wspominać cośmy obejrzeli i sfotografowali. W czasie zimowych wieczorów planujemy, może w oparciu o propozycje „ŚM”, kolejne wspaniałe wycieczki.Ten artykuł jest zdecydowanie krótszy od dwóch poprzednich, ale autor jest właśnie w trakcie końco­wego sporządzania listy rzeczy pożytecznych, waż­nych i niezbędnych do wy­jazdu motocyklem na zaprzyjaźnione zloty zagra­niczne. No dobrze, powie­cie, to dopiero klasyczny hipokryta, który radzi ma­luczkim jedno, a sam robi zupełnie co innego. Otóż zgoda na to, że nie ma między nami ludzi bezgrzesz­nych. Pytanie tylko, jak grzeszymy? Czy myślą, mo­wą i uczynkiem, czy może zaniedbaniem. Przecież wyraźnie napisałem: jadę na motocyklu. 

Do tego obiecuję moim czytelni­kom, że będę na przynaj­mniej jednej z opisanych przez siebie tras jeszcze w tym roku. Ba, zrobię z te­go reportaż. Ale czy się on ukaże, o tym zdecyduje W.Sz. Red.Nacz. „ŚM”. Skąd te wątpliwości? Otóż jeśli znajdą się chętni, któ­rzy po zaliczeniu propono­wanych tras zrobią zdjęcia i nadeślą ciekawy ich opis, to wówczas może się oka­zać, że nie ma ludzi nieza­stąpionych. A piszący te ar­tykuły wcale nie musi być najlepszym komentatorem turystycznym w byłej „sfe­rze rubla”, nawet opisując jej wschodnie rubieże.

 

KOMENTARZE