Aprilia przyzwyczaiła nas do tego, że w jej po­czynaniach aktywnie biorą udział wizjonerzy tworzący nowe horyzonty dla jej pro­duktów. Czasami im się to udaje: jak choćby z replika­mi wyścigówek 125 i 250 ccm, a czasami nie, jak z „Lamą” Philippe Starcka – skuterem przezwanym „wielkouchy” z racji dzi­wacznych osłon na ręce kie­rowcy. A mimo to szef Apri­lii lvano Beggio zawierzył mu i tak powstał motocykl próbujący przełamać zatwardziałe gusty nabywców – Aprilia MOTO 6.5.

Starck – 46-letni Fran­cuz — na co dzień jeździ po Paryżu Hondą Pacifc Coast. Jego zdaniem „U progu trzeciego tysiąclecia moto­cykle, oprócz nielicznych wyjątków, zatraciły duszę. Teraz jest najlepszy czas, by im ją przywrócić, odkryć na nowo ich istotę, to, czym były i czym znów będą. To próbowałem uczynić pro­jektując MOTO 6.5 – praw­dziwy motocykl dla praw­dziwego świata”. 

W czasach, kiedy wytwórnie od Bolonii po Hamamatsu gorączkowo poszukują wolnej niszy w zatłoczonym rynku ze swoimi replikami, pozwalając czuć się jak Mick Doohan czy Stephane Peterhansel, prawdziwy motocykl powoli traci rację bytu. Owszem, można sobie kupić skuter czy coś z retro bike’ów i cofać się do lat 70. Ale czy wszyscy tego chcą? Odpowiednik Fiata Punto czy Seata Ibizy – zgrabny, funkcjonalny, łatwo dostępny i do tego produkowany w Europie – taki motocykl jest potrzebny. 

Wspólne dzieło Starcka i Aprilii, MOTO 6.5 jest próbą zdobycia szerokiej klienteli i przypo­mnienia jej lat 50. i 60., kiedy to miliony ludzi na całym świecie jeździły na co dzień na swoich jednocylindrów­kach, i kiedy motocykl był istotną częścią ich życia. Czy jednak starczy chęt­nych na to, co oferuje tylko MOTO 6.5, jak np. srebrzy­ste linki gazu i przewody hamulcowe? Czy za -na­ście lat będzie to tylko ko­lekcjonerski okaz, na któ­rym studenci będą analizo­wać kulturę minionego ty­siąclecia? A jednak! Na 1000 przeznaczonych na rynek włoski motocykli wszystkie już wyprzedano! Produkt dobrego stylisty, oprócz tego, że musi dobrze wyglądać, musi być jeszcze funkcjonalny. Aprilia speł­nia oba te wymogi. Nieko­niecznie musi się podobać jedwabiście srebrna powło­ka ożywiona plamą poma­rańczowego koloru (lub czarną, albo białą – do wy­boru, do koloru), by poko­chać jej zwiewny i tajemni­czy wdzięk. Nieważne, że wolisz szosowe jednocylin­drówki z chromowanymi bakami i „megafonami”. Ko­chaj lub znienawidź – tylko te dwie możliwości wcho­dzą w rachubę. 

Spójrz zatem na wyko­nany z nierdzewnej stali tłumik, ukryty pod silni­kiem, pozwalający dwóm zakrzywionym rurom wy­dechowym naśladować na­pięty łuk podłużnic ramy. Długą, wyobloną chłodnicę, przechodzącą łagodnie w osłonę karteru a potem tłumik. Szpiczastą tylną lampę rozpływającą się na­gle w błotnik i siodło pasa­żera. Trio okrągłych zega­rów zgrupowanych razem, lecz każdy z osobna. Wszystkie te detale tworzą świeży powiew czegoś, co nazywa się motocyklizmem. Wygląda na to, że Aprilia ma nadzieję dać ludziom, którzy jeździli do tej pory skuterami, wgląd w niegroźną, a bardzo przyjem­ną manię. Tak to wygląda od strony stylistyki, lecz jak działa jako motocykl? Apri­lia ułatwiła sobie początek, biorąc swój sprawdzony pięciozaworowy, chłodzony cieczą silnik, bazujący na Pegaso 650. Jego wałek wy­równoważający działa tak skutecznie, że wiele japoń­skich czwórek trzęsie moc­niej niż Aprilia. W porów­naniu z Pegaso, jednocylin­drowiec Rotaxa został prze­konstruowany z wykorzy­staniem doświadczeń wy­niesionych z BMW F 650, który produkowany jest wspólnie przez te firmy. 

Dla zmniejszenia hałasu i po­prawy trwałości zastosowa­no łożyska ślizgowe zamiast tocznych, nową, większą pompę olejową, dwa gaźni­ki Pegaso zostały zastąpio­ne przez pojedynczy 40-mi­limetrowy Mikuni, a rozrząd zmodyfikowano pod kątem szerszego zakresu użytecznych obrotów i więk­szej mocy przy niskich ob­rotach. 

W rezultacie motocykl wywiera wrażenie wyjątko­wo łatwego w prowadzeniu. Pozycja kierowcy jest ideal­na dla kogoś o moim wzro­ście, jakkolwiek 810 mm to trochę za wysoko jak na ideał, a wynikło to z ko­nieczności umieszczenia tłumika pod silnikiem. Mo­tocykl wygląda bardzo szczuple, dodaje odwagi do tego, by mocniej ścisnąć go kolanami. Swoją drogą, cie­kawe, jak będzie wyglądał srebrny lakier po 10 000 kilometrów? 

Siodło sprawia wrażenie twardego, lecz po bliższym kontakcie okazuje się wystarczająco komfor­towe. Wszystkie dźwignie działają niesamowicie lekko i dokładnie. Zmysłowy sil­nik ma na tyle mocny dolny zakres obrotów, że nie nad­używa się pięciostopniowej skrzyni biegów. MOTO 6.5 ciągnie mocno już od 40 km/h na najwyższym biegu. Aprilia nie podaje mocy sil­nika, tłumacząc to tym, że nie ma to żadnego znacze­nia przy tym rodzaju moto­cykla. 

I mają rację: 6.5 po­zwala zarówno na swobod­ną jazdę w sznurze czekają­cych na zielone światło sa­mochodów, jak i zwinne wyprzedzenie ciężarówki na szosie, a także na kom­fortową jazdę ze 100 km/h na liczniku. Jeśli trze­ba, pojedzie szybciej, lecz przy 140 km/h trzeba wal­czyć z naporem wiatru, a 160 km/h przychodzi już z trudem – nie z powodu sil­nika, lecz mdlejących ze zmęczenia ramion. Jest to „zasługą” łapiących wiatr szeroko rozstawionych rą­czek kierownicy i geometrii ramy. 

40-milimetrowe tele­skopy Marzocchi resorują miękko, łagodząc mniejsze nierówności drogi, lecz przy mocnym hamowaniu nie nurkują nadmiernie. Poje­dynczy przedni hamulec Brembo jest w zupełności wystarczający. Lekki nacisk jednego palca pozwala wy­hamować w miejskim ru­chu lub na górskim zakrę­cie. Mocne hamowanie po­woduje uniesienie tylnego koła do góry, podczas gdy przednie piszczy. Tylny Ma­rzocchi daje dobre tłumie­nie i jest czuły przy dużych nierównościach. Wadą jest to, że całkowicie ukryty wymaga demontażu tłumi­ka do regulacji wstępnego naprężenia. 

Kranik paliwa znajduje się po prawej stro­nie, w takim miejscu, w któ­rym machinalnie szuka się go po puszczeniu manetki gazu, by włączyć rezerwę. Jak to się mówi: jest to ostatnie 5 procent – naj­trudniejsze, by wszystko grało. Starck zrobił wszyst­ko, zwłaszcza jeśli chodzi o dodatkowy osprzęt moto­cykla, łącznie z przeźroczy­stą owiewką, zestawem brezentowych toreb po­dróżnych, z których każda ma osobny wkład oddziela­jący bagaż od mogącej ulec zabrudzeniu zewnętrznej powłoki. Są też specjalnie dla Aprilii produkowane kaski Shoei. Aż dziw, że za­brakło wśród tego okularów przeciwsłonecznych! 

Naprawdę podoba mi się Aprilia MOTO 6.5. I choć nie muszę go kupować, to moja żona powiedziała: Ale ja chcę!!! Sama myśl, że po otwarciu drzwi garażu uj­rzę ten dziwny motocykl i wsiądę na niego zamiast na stojącego tuż obok uko­chanego Ducati Monster, z lekka mnie przeraża. Ośmiu z dziesięciu „niemo­tocyklistów”, którym poka­zywałem zdjęcia 6.5, stwierdziło, że to żyła złota. Aprilia jest także dla nich, tym bardziej, że jej cena we Włoszech wynosi 10 mil­ionów 500 tysięcy lirów (w 1995 roku, przyp. red.), co przy trzyletniej gwarancji (bezpłatne części i przeglą­dy!) daje motocykl dla po­czątkujących, ale i dla tzw. „prawdziwych” motocyklistów. 

Aprilia jest idealnym motocyklem na ulicę i wiej­skie dróżki, dla kierowców, którym odgłosy świata są bliższe niż hałas silnika. MOTO 6.5 jest cicha, łatwa w prowadzeniu, o właści­wie dobranych osiągach, a fakt, że wygląda zupełnie inaczej niż wszystkie inne motocykle, dodaje jej osobi­stego wdzięku.

Zdjęcia: Imre Paulovits

KOMENTARZE