Choć od pojawienia się na rynku modelu Yamaha XJR minęło już 20 lat, motocykl wciąż cieszy się niemałą popularnością. Teraz przeszedł intensywną kurację odmładzającą, choć ?serce i dusza? pozostały niezmienione.

Nową XJR 1300 oraz XJR 1300 w wersji Racer testuję aż w… Australii. Testy połączono z premierą nowej, supersportowej R1 i R1M, którą będę jeździć już jutro, na torze wyścigowym niedaleko Sydney. Dziś testowałem XJR, świetnie się przy tym bawiąc. To wspaniale, że takie motocykle są wciąż produkowane. Specjalnie dla wszystkich tych, którzy narzekają na najnowsze wynalazki i maszyny naszpikowane elektroniką. Yamaha XJR 1300 wciąż nie ma zarówno zmiennych map zapłonu, jak i systemu kontroli trakcji. Mało tego, nie ma nawet ABS-u. Ot motocykl w najczystszej postaci, jakiego niektórzy z Was domagają się za każdym razem, gdy piszemy na łamach Świata Motocykli o DTC, EBC, DQS, DES i innych tego typu wynalazkach…

Niezmieniony pozostał tu również silnik. To wciąż ten sam, niezniszczalny, chłodzony powietrzem czterocylindrowiec ”w rzędzie„. Niezbyt wysilony, więc niezwykle żywotny. Generuje solidny moment obrotowy i zapewnia kapitalną elastyczność, ale na próżno oczekiwać od niego potężnego kopa mocy w górnym zakresie obrotów. Tak, to wciąż ta sama, poczciwa Yamaha XJR. Choć tym razem jeszcze bardziej stylowa i elegancka.

Wersja Racer z kolei idealnie wpisuje się w najnowsze trendy mody. Z kierownicą w stylu cafe racer, karbonową nakładką na siedzenie i charakterystyczną owiewką ma szansę zrobić furorę pod niejedną knajpą. Ja jednak mimo wszystko wolałbym wersję klasyczną. Powodów jest kilka, choć wszystkie wiążą się bezpośrednio z pozycją kierowcy za sterami.

Chętnie podzieliłbym się z Wami większą ilością informacji, ale jeśli za chwilę nie położę się spać, nie będę w pełni sił na jutrzejszym teście supersportowej YZF-R1. Choć w Polsce dopiero 14.00, w Sydney mamy już północ…

Pełna relacja z testów na łamach kolejnych wydań Świata Motocykli.

Barry

KOMENTARZE