Oglądaliście serial „Californication”? Nie? Już spieszę z wyjaśnieniami! Otóż jest to rozciągnięta do siedmiu sezonów historia życia Hanka Moody’ego – dużego chłopca, którego codzienność składa się z uwodzenia kobiet, picia whisky i jeżdżenia po wzgórzach Los Angeles lekko zdezelowanym Porsche 911.

W pierwszym odcinku serialu jest taka oto scena: Hank stoi skacowany w kuchni, do której wchodzi jego nastoletnia córka Becca i zatroskana pyta:
– Tato, w twoim pokoju leży naga kobieta i nie ma włosów łonowych. Myślisz, że ona jest chora?
– Nie wiem Becca. Sprawdzę to!
Moody to wzorowy przykład utracjusza, co zobaczycie w każdym kolejnym odcinku. Jednak podejścia w stylu „sprawdzę to!”, wszyscy moglibyśmy się od niego uczyć, bo mam wrażenie, że jako naród mamy w genach zupełnie odwrotną postawę: Nie znam się, nie sprawdziłem, ale chętnie się wypowiem! 

Doskonałym tego przykładem jest mój post na Facebooku przedstawiający elektrycznego Harleya. Do zdjęcia dołączyłem krótki opis „Dokończ zdanie: Elektryczny Harley-Davidson LiveWire to….”. Pośród 168 komentarzy, większość to jawny hejt na produkt, markę i wszystkich tych, którzy przyłożyli rękę do wyprodukowania elektrycznego jednośladu. Na pytanie, kto miał okazję zobaczyć na żywo i przejechać się tym cudem, odpowiedziały dwie osoby. Dwie osoby organoleptycznie zbadały nowość z Milwaukee i dopiero po tym postanowiły ferować wyroki.

Zmienić nazewnictwo – zmienić nastawienie

Może niechęć do elektrycznych jednośladów wynika z błędnego nazewnictwa. Według słownika motocykl to pojazd bez nadwozia napędzany silnikiem spalinowym, przeznaczony do przewozu jednej lub dwóch osób. Z tego miejsca składam więc oficjalny wniosek, by „motocykl elektryczny” zastąpić „osobistym rollercoasterem”. Tym właśnie jest jazda elektrycznymi jednośladami. Z motocyklem ma wspólne tylko dwa koła i brak nadwozia.

Wrażenia z jazdy przypominają raczej kolejkę górską wypuszczoną na drogi publiczne i nie ma już sensu rozprawiać nad tym, czy znany nam motocyklizm zostanie zabity przez pojazdy elektryczne. Dla mnie to nie substytut, a po prostu nowy rodzaj zabawki. A skoro elektryki wchodzą już w świat customów, to znak, że zagoszczą w moim garażu po tym, jak spłacę Moto Guzzi V85 TT.

Zero emisji, 100% zabawy

Przerobionych elektryków widziałem już kilka. Żaden jednak nie wywołał u mnie takiej ekscytacji co UMC–063 XP ZERO, czyli custom na bazie modelu SR/F marki Zero Motorcycles. Choć amerykański producent nie jest rozpoznawalny jak Tesla, to trzeba przyznać, że ma solidne podstawy, by zrewolucjonizować rynek jednośladów elektrycznych.

Firmę w 2006 roku założył Naela Saiki, były inżynier NASA, a dziś jego maszynami jeżdżą m.in. służby mundurowe w USA oraz policja w wielu krajach Europy, Azji i Ameryki Południowej. W Polsce nie ma jeszcze oficjalnego przedstawicielstwa, ale wystarczy wybrać się do Czech lub Niemiec, by przetestować i kupić jeden z dziewięciu oferowanych modeli. Bazowy SR/F to typowy naked. Oferuje maksymalną prędkość 200 km/h, zasięg do 320 km, 190 Nm i ponoć wystarczy 80 minut, by naładować baterię do 95%.

Złam konwencję!

Customowy SR/F o nazwie UMC–063 XP ZERO w niczym nie przypomina oryginału. Moim pierwszym skojarzeniem były gry komputerowe, w których takie dziwolągi to norma. Gdy okazało się, że nie są to tylko „rendery” szalonych grafików, a w pełni jeżdżący pojazd, od razu wpisałem go na listę pod tytułem „Mamo, gdzie jest mój hajs z komunii?”.

Za stworzenie UMC–063 XP ZERO odpowiada Hugo Eccles, założyciel i dyrektor kreatywny Untitled Motorcycles, firmy specjalizującej się w budowaniu motocykli nie tylko dla klientów prywatnych, ale i fabryk takich jak Ducati, Moto Guzzi czy Yamaha. Hugo przeprowadził się z Londynu do San Francisco w 2014 roku i wkrótce po tym zaczął testować motocykle elektryczne Mission, Energica, Alta i Zero. Północna Kalifornia, będąca epicentrum innowacji, to doskonałe miejsce do zapoznania się z technologią pojazdów elektrycznych. 

Gdy w 2018 Hugo dostał maila z zaproszeniem od Zero Motorcycles, wykrzyczał słowa, które nasz sekretarz redakcji na 100% usunąłby mi z tekstu. Na 10 miesięcy przed oficjalną premierą modelu dostał SR/F i proste zadanie – zbudować na jego bazie customa łamiącego wszelkie konwencje. Jak mówi: 

„Nasze wyobrażenie o jednośladach opiera się na historii i ograniczeniach silników spalinowych. Wraz z wprowadzeniem silników elektrycznych te zasady i granice przestają obowiązywać. Pojazdy elektryczne nie potrzebują zbiornika paliwa, wydechu i innych elementów znanych z motocykli spalinowych, a mimo to projektanci usiłują je w nich umieszczać. Po co robić pojazd elektryczny, wyglądający jak spalinowy? To nie miało dla mnie żadnego sensu! Od razu wiedziałem, że mój projekt ma być jednoznacznie elektryczny. Moim celem było uwydatnienie tego, co sprawia, że elektryk jest wyjątkowy. Chciałem stworzyć zupełnie nowy język wizualny dla tej kategorii pojazdów.”

I muszę przyznać, że mu się udało! Po pierwszych jazdach testowych Hugo zebrał zdjęcia i prospekty eksperymentalnych samolotów, samochodów WTAC, motocykli z MotoGP i wykorzystywanych w nich dyfuzorów oraz skrzydełek. Gromadził wszystko, co jego zdaniem kręciło się wokół kontroli prędkości i aerodynamiki. Po kilku tygodniach miał 500 stron szkiców i gotowy koncept.

Podstawą pojazdu miały być dwa elementy wizualne: elektryczny rdzeń składający się z silnika, akumulatorów i ładowarki oraz podwozie. Siedzenie miało być zintegrowane tak, by kierowca czuł, że dosłownie siedzi na silniku. Efektem pracy całego zespołu Untitled Motorcycles jest sprzęt niepodobny do niczego, co kiedykolwiek widziałem. Pozbawiony elementów charakterystycznych dla motocykli spalinowych, może być krokiem milowym dla całej branży – oto okazało się, że jednoślad napędzany silnikiem elektrycznym nie musi być kontynuacją tego, co znamy. Może wyznaczać zupełnie nową drogę, nie tylko ze względu na napęd, ale i design.

Pozwólmy sobie sprawdzać

O ile w przypadku customów bazujących na motocyklach spalinowych, bardzo często mamy do czynienia z pięknymi, ale niezbyt dobrze jeżdżącymi dziełami, to XP ZERO jest tego odwrotnością. Tu technologia i wrażenia z jazdy są równie ważne, co efekt wizualny. Silnik oferuje 190 Nm, prędkość maksymalną na poziomie 200 km/h oraz przyspieszenie od 0 do 96 km/h w 3,7 sekundy, a od 0 do 200 km/h w 7 sekund. To wszystko przy wadze 218 kilogramów. 

Żyjemy w ciekawych czasach. Brak silnika spalinowego nie oznacza choroby motocyklizmu. Jesteśmy po prostu świadkami narodzin zupełnie nowego sposobu generowania wiatru we włosach. Bądźmy przy tym jak Hank Moody, pozwólmy sobie sprawdzać i odkrywać!

KOMENTARZE