fbpx

Wpakowałem się jak śliwka w kompot. Odebrałem testowego Nikena i moja żona go zobaczyła… Od razu zadecydowała, że jedziemy w Polskę we dwójkę. A dokąd – zapytałem? – Do Kazimierza, a niby gdzie indziej chciałbyś jechać?

Skoro nie miałem już nic do gadania, zapakowałem kufry, przygotowałem niezbędny sprzęt i ruszyliśmy. O poranku ruszyliśmy opatuleni w membrany. Pogoda nie była idealna do turystyki. Poczałkowo myśleliśmy, że się rozpada, ale na szczęście wyszło słońce, a po chwili (na nieszczęście) zrobiło się bardzo, bardzo ciepło.

Ten „wspaniały dziwak”

Nasza trasa wiodła przez Piotrków Trybunalski. My znamy go w zasadzie jak własną kieszeń, ale jeżeli będziesz kiedyś przejeżdżać w tych okolicach, koniecznie odwiedź rynek czy muzeum piwowarstwa. Miejsc godnych jest wiele, a klimat panujący w Piotrkowie jest jedyny w swoim rodzaju.

Z Piotrkowa ruszyliśmy w stronę Sulejowa. Miejscowość znają chyba wszyscy mieszkańcy woj. łódzkiego, szczególnie z plażowania i beztroskiego odpoczynku – polecamy! Jeszcze tylko szybka kawa na ORLENie i pognaliśmy ku celowi naszej wyprawy.

Szanuję takie układy

Nie spieszyliśmy się szczególnie, a trasa nr 12 (o dziwo!) nie była zakorkowana. Do Kazimierza wjechaliśmy od strony Bochotnicy.

Motocykl porzuciliśmy na pobliskim parkingu. Wcześniej chcieliśmy zaparkować go zwyczajnie, przy drodze lub na parkingu, lecz Niken wzbudzał taką sensację, że najpierw otoczyła nas grupa ludzi, chcących zrobić sobie zdjęcie, a potem co chwilę ktoś podchodził i zadawał pytania, dotyczące tego „wspaniałego dziwaka”. Postanowiliśmy zabrać go w bardziej ustronne miejsce i zminimalizować ryzyko uszkodzenia. Cóż, sami wiecie, jak jest…

Yamahą Niken do Kazimierza

Mogliśmy w spokoju oddać się zwiedzaniu. Ruiny zamku… niestety były zamknięte. Poprzedniego dnia odbywała się tam impreza plenerowa i obsługa właśnie sprzątała. Zawróciliśmy na pięcie i poszliśmy w kierunku miasta na obiad. Słońce coraz bardziej dawało się we znaki. Na szczęście zabraliśmy ze sobą ubrania na zmianę, a miły pan na parkingu zgodził się, żebyśmy porzucili sprzęt motocyklowy tuż pod stróżówką. Takie układy bardzo szanuję!

Idziemy na rynek

Obiad zjedliśmy na barce przy nabrzeżu Wisły. Rybka i frytki po długim dniu spędzonym na motocyklu zawsze smakują dobrze. Co prawda nie potrzebowaliśmy „okadzania” dymem z papierosów, urządzonego nam przez gości przy sąsiednim stoliku, ale jakoś przeżyliśmy i z pełnymi brzuchami mogliśmy dalej ruszać na delektowanie się miastem.

Yamahą Niken do Kazimierza

Rynek w Kazimierzu Dolnym jest niezwykle urokliwy. Nie sposób wspomnieć jednej knajpy, w której podają pyszne jedzenie (takich jest wiele – sprawdzałem to podczas innych wizyt). Poza tym stragany i liczne atrakcje dla dzieci… Jeżeli nie lubisz zgiełku, lepiej nie wybieraj się tu w okresie wakacyjnym. Zupełnie inaczej jest w tygodniu poza sezonem: spokojnie i naprawdę można wypocząć, spacerując po okolicy.

Tak wiele na miejscu

Warto wybrać się na górę Trzech Krzyży. To punkt obowiązkowy każdej wycieczki do Kazimierza, bo też i wspaniały punkt widokowy na okolicę. W 1708 roku mieszkańcy miasta ustawili na tym wzniesieniu trzy drewniane krzyże, upamiętniające liczne ofiary epidemii cholery. Krzyże stanowiły “zadośćuczynienie Bogu za grzechy mieszkańców”, które według legend przywiodły zarazę. Znajdujące się obecnie na górze krzyże pochodzą z 1852 r., a większość napisów z 1930 r.

Yamahą Niken do Kazimierza

Kazimierz jest na tyle „skondensowany”, że nie trzeba pokonywać wielu kilometrów, aby odwiedzić inne miejscówki. W zasadzie do każdej dostaniemy się na nogach, a większość znajduje się w okolicach rynku. Atrakcje bez problemu znajdziecie w internecie i już dłużej nie będę się o tym rozpisywać. Pozwólcie, że tylko wspomnę Dom Konstantego Kifnera, Mały Rynek, Klasztor Reformatorów, Synagogę…

Zaledwie 16 km od miasta, w miejscowości Grodzisko Żmijowiska, znajdziemy jedno z bardziej oryginalnych muzeów w Polsce (zobaczcie na www.mnkd.pl/grodzisko-zmijowiska): zrekonstruowany gród obronny i pradawna osada Słowian z przełomu IX i X w. Miejsce to znajduje się w bajkowym otoczeniu łąk i jest dostępne bezpłatnie przez cały rok! Zdecydowanie musicie to zobaczyć!

Nie brak atrakcji

Gdy wreszcie wyrwaliśmy się z Kazimierza, popruliśmy do „Starej Chaty” w Siedlisku Lubicz – to dosłownie kilka kilometrów na wschód od miasta. Znajduje się tam… właśnie stara chata!

Yamahą Niken do Kazimierza

Domek stoi przy drodze i jest jakby wyrwany z kontekstu. Nie pasuje do otoczenia, ale jakie robi wrażenie! Tuż za chatą zaczyna się droga, która prowadzi do Wąwozu Małachowskiego. Wjechaliśmy tam i podziwialiśmy miejsce, w pospiechu robiąc zdjęcia, bo co jakiś czas przejeżdżało auto terenowe, a wąwóz jest na tyle wąski, że mieści się tylko jeden pojazd!

Nie tylko motocyklem!

W okolicy znajdują się jeszcze trzy podobne wąwozy (o których wiem): Plebanka, Wąwóz Niezabitowskich oraz Wąwóz Korzeniowy Dół. Część z nich możemy odwiedzić, wynajmując w mieście auta terenowe z kierowcami, którzy zabiorą nas na wycieczkę albo pieszo. Szczególne wrażenie zrobiły na nas nocne spacery z pochodniami – zdjęcia wyglądają obłędnie. Przyznajemy: to widzieliśmy tylko w internecie.

Yamahą Niken do Kazimierza

Poza tym Kazimierz to doskonałe miejsce do wycieczek rowerowych (są wypożyczalnie!). Teren nie jest wymagający, odległości nie są duże, a można zobaczyć okolicę z zupełne innej perspektywy!

W końcu musimy zawijać się do domu, noc zbliżała się nieuchronnie. Wiemy jednak, że niebawem wrócimy w okolice Kazimierza, aby zapuścić się w miejsca, w których jeszcze nie byliśmy, a w których nie brak atrakcji.

KOMENTARZE