Gdyby ludzi w wieku moich rodziców spytać o to, kto jest polskim dobrem narodowym, z dużym prawdopodobieństwem wymieniliby Jana Pawła II, Fryderyka Chopina i Lecha Wałęsę. Niestety wszyscy trzej nie mają ostatnio dobrego PR-u, ale to temat na zupełnie inny tekst. Na to samo pytanie przedstawiciele generacji Z (urodzeni po 2000 roku) odpowiedzieliby zgoła inaczej. Dla nich dobra narodowe to przede wszystkim Dawid Podsiadło, Robert Lewandowski i „Wiedźmin 3”.

Powiecie, że postradałem zmysły, umieszczając grę komputerową obok tak znamienitych postaci. Kto do cholery gra w gry? Garstka pryszczatych małolatów, którym rodzice, w pogoni za karierą i nowym Audi Q7, zapomnieli wyjaśnić, czym są podwórko, trzepak i gra w kapsle. Trzymajcie się foteli! Otóż wydawca „Wiedźmina”, firma CD Projekt Red, ta sama, która dwadzieścia parę lat temu zajmowała się sprzedażą tandetnych gierek na płytach CD, jest dziś wyceniana na GPW wyżej niż PKN Orlen, Lotos, PZU, Cyfrowy Polsat czy bank PKO S.A. Szach mat niedowiarki!Drogę do WIG20 otworzyła właśnie trzecia część „Wiedźmina”. W ciągu sześciu tygodni od premiery sprzedano sześć milionów kopii gry, a wszystkich gier z tej serii sprzedano na całym świecie ponad 40 milionów. To tyle, że gdybyśmy przenieśli to na polskie realia, okazałoby się, że wszyscy mamy w domu nie tylko prąd, ale i komputer z dostępem do internetu oraz 80 godzin wolnego czasu na patrzenie, jak jakiś siwogłowy koleś chodzi z mieczem po lesie.

Łaska tłumu na pstrym koniu jeździ!

Kolejnym krokiem milowym dla polskiego producenta miała być premiera tytułu „Cyberpunk 2077”. Od ogłoszenia startu prac nad grą minęło osiem długich lat, dział marketingu napompował oczekiwania konsumentów do poziomu ego Donalda Trumpa i 10 grudnia 2020 roku wszystko trafił szlag! Zapytacie, jak to możliwe, skoro nad grą pracowało ponad 500 osób, sporo czasu poświęcono na nagrywanie dźwięków aut i motocykli na torze w Słomczynie, a cała zabawa z Keanu Reevesem kosztowała 492 miliony złotych? Nawet ja, totalny ignorant branży gier komputerowych, potrafię bez odpalania konsoli wskazać przyczyny. Otóż za niezadowolenie ośmiu milionów graczy (tyle kopii poszło w przedsprzedaży) odpowiada pruderyjność i zwykłe cebulactwo. Oburzenie w dniu premiery wywołał mały błąd, sprawiający, że intymne części ciała przenikają przez ubranie. W 2020 roku ludzie mają problem z tym, że postać w grze komputerowej biega sobie wesoło z pindolem na wierzchu? Nonsens! Niestety, druga przyczyna spadków akcji na giełdzie nie jest tak łatwa do przeskoczenia. Za moich czasów, gdy najnowsza gra nie działała na wysłużonym sprzęcie, przychodził pan od pożyczek-chwilówek, z uśmiechem na twarzy podsuwał umowę gwarantującą bankructwo trzech kolejnych pokoleń i tak stawaliśmy się szczęśliwymi posiadaczami komputerów z procesorem Pentium 3.Świat poszedł do przodu, roszczeniowość wzrosła i nagle miliony właścicieli przedpotopowych konsol zaczęły obwiniać producenta najnowocześniejszej gry na świecie, że ta nie działa na ich sprzęcie zajmującym dwa piętra i pożerającym więcej prądu niż Wielki Zderzacz Hadronów. Łaska tłumu na pstrym koniu jeździ!Na szczęście mam gotowe rozwiązanie dla zarządu CD Projektu. W grze doskonale odzwierciedlili jednoślady Arch Motorcycle, wykorzystali marketingowo wizerunek Keanuu Reevesa – wielkiego fana motocykli i niejako wykreowali nowy styl w customizacji, zatem najrozsądniej byłoby, gdyby porzucili pryszczatych graczy o roszczeniowej postawie i zajęli się profesjonalnym budowaniem motocykli. Proste? Proste! 

Stary poczciwy olejak

Osiem lat to wystarczający czas, by klimat zapowiadanej gry zaczął przenikać do świata rzeczywistego. Każda branża wykorzystała to na swój sposób: mamy krzesła „Cyberpunk”, czapeczki, figurki, napoje, koszulki i wspomniany wcześniej zupełnie nowy styl w customizacji motocykli. Wcześniej nie podejrzewałbym siebie o to, że spodoba mi się stary GSX-R w krzykliwym malowaniu. Dziś z chęcią przyjąłbym go do swojego garażu.Za projekt Suzuki GSX-R750 „Neo Tokio” odpowiada Michel Szozda z warsztatu Cool Kid Customs, mieszczącego się w holenderskim mieście Haarlem, na zachód od Amsterdamu. Michel jest wielkim fanem motocykli sportowych i jeśli wpiszecie w Google frazę „Kawasaki ZZR600 Cool Kid Customs”, zrozumiecie, że gry komputerowe i nieograniczony dostęp do marihuany to idealne środowisko do kreowania nowych trendów. ZZR Michela nie wpisuje się w żaden z ustalonych kanonów, a jednak nie wygląda jak typowy wiejski tuning. To coś zupełnie nowego.

Projektem „Neo Tokio”, bazującym na poczciwym olejaku z 1986 roku, budowniczy z Holandii wyniósł styl cyberpunk na nowy poziom. Jak mówi: „Zawsze chciałem mieć GSX-R-a pierwszej generacji. Lubię jego linie i historię, dlatego cztery lata temu kupiłem jednego w opłakanym stanie.”

Suzuki cyberpunk

Michel doprowadził olejaka do stanu używalności i jeździł nim przez kilka lat, cały czas myśląc, co dalej. W międzyczasie przeglądał historię wyścigowych motocykli Suzuki i krok po kroku tworzył w głowie wizję nowego projektu. Na początku włożył silnik od nowszej 750, o mocy wyższej o całe 12 koni mechanicznych. By usprawnić jego pracę, seryjne 29-milimetrowe gaźniki Mikuni zastąpił modelem Mikuni BST36 z dyszami Tovami. Kolejnym krokiem była wymiana chromowanego wydechu Motad Nexxus na egzemplarz włoskiej marki Mass Moto.Podczas jazdy okazało się, że dość słabym punktem są przednie hamulce. Zamiast kombinować z implementacją innych zacisków, Michel wymienił cały przód. Postawił na sprawdzony zestaw od GSR-R750 SRAD z sześciotłoczkowymi zaciskami Tokico i lagami upside-down. Tylne koło również pochodzi ze SRAD-a, co pozwoliło na wrzucenie opony o szerokości 190 mm. Wiotki amortyzator tylny ustąpił miejsca sportowemu z gamy WP Suspension. Z okazji urodzin dziewczyna Michela kupiła mu zadupek od kultowego GSXR-a Yoshimury, więc seryjny wylądował na śmietniku i olejak stał się motocyklem jednoosobowym. Skórzane siedzisko stworzyła amsterdamska firma Silver Machine. Po dopasowaniu zadupka przyszedł czas na poprawę pozycji kierowcy. Niskie clip-ony były morderstwem dla kręgosłupa, więc budowniczy zamówił nowe mocowania i kierownicę ProTaper. 

Niestety, z pozoru prosty zabieg wywołał kolejne problemy. Nie pasowała przednia owiewka. Michel kombinował z gotowymi owiewkami, w pewnym momencie zaczął tworzyć własną, ale żadne rozwiązanie nie było dla niego satysfakcjonujące. Gdzieś u znajomego zauważył stare Suzuki GSX 750EF. Przymierzył przednią owiewkę do swojego projektu i uznał, że jest idealna. Kupił używaną sztukę i w ten sposób GSX-R zyskał kwadratową dziurę na reflektor. By motocykl wyróżniał się z tłumu, dostał trzy LED-owe lampy, pierwotnie przeznaczone do wózka widłowego. Nie mają homologacji UE, za to wyglądają niekulawo! Później była mała walka z instalacją elektryczną i montaż detalu w postaci małego prędkościomierza Daytona. Moim zdaniem lepiej pasowałby tu analogowy, ale i z cyfrowym nie wygląda to najgorzej.Ostatni etap to lakierowanie, a skoro projekt nazywa się „Neo Tokio”, to musiało być wyraziście. Krzykliwa czerwień i żółto-czarny schemat, inspirowany częściowo Wu Tang Klanem, a częściowo filmem „Akira” z 1988 roku pasują tu fenomenalnie. GSX-R750 „Neo Tokio” to projekt ekscentryczny, inny niż wszystkie, jednak świetnie materializuje dystopijny klimat gry „Cyberpunk 2077”. Jestem na tak!

Zanim zarząd CD Projektu wypłaci mi sześciocyfrową sumę za genialny pomysł na wejście w nową branżę, wybiorę się pod dom Simpsona. Tam od dłuższego czasu stoi porzucony GSX-R750 pierwszej generacji i jestem przekonany, że uda mi się go odkupić za butelkę trunku z jeleniem w logo. Trzymajcie kciuki!

KOMENTARZE