Choć byli bezkonkurencyjni w sobotę, a w niedzielę po kolejnych sześciu seriach utrzymali prowadzenie, reprezentanci Polski dobitnie przekonali się, jak przewrotnym sportem jest żużel. Po upadku Macieja Janowskiego nawet zwycięstwo Bartosza Zmarzlika nie wystarczyło, by biało-czerwoni sięgnęli po pierwsze w historii złoto w Speedway of Nations.

Czwarta edycja Speedway of Nations, czyli mistrzostw świata par, dostarczyła kibicom ogromnych emocji. Po raz pierwszy od utworzenia tego formatu rozrywek, w finałowej stawce zabrakło Rosjan, którzy do tej pory wygrywali wszystkie edycje SoN. Nic więc dziwnego, że cała Polska, łącznie z zawodnikami, widziała właśnie w biało-czerwonych murowanych faworytów do stania się nowymi triumfatorami mistrzostw świata par.  Do tej pory Polacy przywozili bowiem z tych zawodów dwa srebrne i jeden brązowy medal.

W dodatku, za naszą reprezentacją przemawiały wyniki w sezonie 2021. Bartosz Zmarzlik to drugi, a Maciej Janowski piąty zawodnik tegorocznego cyklu Grand Prix, czyli Indywidualnych Mistrzostw Świata. Rezerwowym zaś był świeżo upieczony mistrz świata juniorów – Jakub Miśkowiak.

Polacy świetnie w sobotę / fot. Jarosław Pabijan

Kiedy więc, jak nie teraz? – zdawali zadawać sobie to pytanie wszyscy Polacy. Sobotnia odsłona dwudniowego finału zdawała się potwierdzać te aspiracje. W Speedway of Nations najważniejszy jest wynik pary w biegu. Dlatego za zwycięstwo przyznawane są 4 punkty. Drugie miejsce pozwala zapisać do klasyfikacji 3 punkty, a trzecie 2. Nie wystarczy więc wygrywać biegów indywidualnie. Punkty trzeba zdobywać parą.

I z tego zadania w sobotę polscy żużlowcy wywiązywali się fantastycznie. W sześciu swoich startach przywieźli łącznie 40 punktów na 42 możliwe do zdobycia! Druga w klasyfikacji Wielka Brytania traciła do nas aż 10 „oczek”. Na trzecim miejscu znajdowali się Duńczycy z dorobkiem 29 punktów.

W Speedway of Nations najważniejsza jest współpraca / fot. Jarosław Pabijan

W sobotę nie brakowało jednak poważnych upadków. Już na drugiej serii startów udział w zawodach zakończyli Pontus Aspgren i Jacob Thorsell. Szwedzi próbowali rozpędzić się po zewnętrznej, jednak nie starczyło dla nich miejsca i oboje z impetem uderzyli o tor i bandę. Na szczęście obaj zawodnicy wstali o własnych siłach, jednak nie byli zdolni do dalszej jazdy.

To oznaczało, że drużynę Trzech Koron w pozostałej części zawodów reprezentować będzie młodziutki Philip Hellstroem-Baengs. Osiemnastolatek nie zamierzał jednak składać broni i w każdym ze startów prezentował miłą dla oka jazdę, starając się jak najbardziej utrudnić życie swoim rywalom.

W osiemnastej gonitwie sobotnich zawodów, w podobnych okolicznościach co Szwedzi, zanotował upadek Tai Woffinden. Brytyjczyk z impetem uderzył w dmuchaną bandę i długo nie podnosił się z toru. Ostatecznie trzykrotny mistrz świata opuścił tor o własnych siłach. Nie był jednak na siłach by wystąpić w niedzielnej odsłonie zawodów. Jego miejsce zajął Dan Bewley.

Po sobocie Brytyjczycy tracili do Polaków aż 10 punktów / fot. Jarosław Pabijan

Drugi dzień finału Speedway of Nations przywitał zawodników nieco innym torem. Wszystko to było efektem opadów, jakie przeszły wcześniej nad Manchesterem. Od samego początku bardzo dobrze prezentowali się Duńczycy. Leon Madsen był równie szybki co w sobotę. Mikkel Michelsen wyciągnął wnioski zaś po nieudanej sobocie, zgolił wąsa i prezentował się równie dobrze, co kolega z zespołu. Bynajmniej do kluczowej fazy zawodów.

Polacy rozpoczęli trochę niemrawo, przegrywając z Brytyjczykami 4:5 i Duńczykami 3:6. Maciej Janowski dwukrotnie przyjeżdżał ostatni jadąc spod płotu. Warto tu dodać, że „Magic” stracił swój pierwszy silnik podczas sobotnich zawodów i musiał znaleźć dla nowej jednostki odpowiednie przełożenia. Na szczęście sztuka ta udała mu się w najważniejszej części zawodów. Dzięki temu Polacy obronili prowadzenie i spokojnie mogli przygotowywać się do najważniejszego wyścigu weekendu.

Zanim to jednak nastąpiło, o ostatnie wolne miejsce w finale powalczyli gospodarze i Duńczycy. To zawodnicy z kraju Hamleta zgromadzili w niedzielę najwięcej punktów – 39. Pięć oczek mniej zgromadzili Brytyjczycy i Polacy. Dlatego Dania mogła jako pierwsza wybierać pola startowe.

Dania vs Wielka Brytania w półfinale SoN / fot. Jarosław Pabijan

Bieg barażowy był pełen emocji. Kapitalnie ze startu wyszedł Madsen i wydawało się, że jest poza zasięgiem rywali. Jednak za jego plecami jechało dwóch Brytyjczyków. Taki układ par premiował awansem do finału gospodarzy. Mikkel Michelsen dwoił się i troił, by wyprzedzić Dana Bewleya, jednak bez skutku. W dodatku na ostatnim łuku Madsena wyprzedził Lambert i na stadionie zapanowała euforia.

Do wielkiego finału biało-czerwoni przystępowali z pierwszego i trzeciego pola startowego. Brytyjczycy ponownie zajęli tor drugi i czwarty. Ze startu fantastycznie wyszedł Zmarzlik i próbował do niego dołączyć niezwykle szybki Janowski. „Magic” popełnił jednak błąd przy płocie i nie opanował motocykla, przez co upadł na tor!

 

To sprawiło, że po raz kolejny biało-czerwonym odjechało złoto. Bo chociaż Bartosz Zmarzlik sięgnął po zwycięstwo w ostatnim biegu, to Lambertowi i Bewley’owi wystarczyły miejsca dwa i trzy. Taki finisz dał im bowiem sześć punktów, przy czterech dla Polaków za triumf Zmarzlika. Tym samym Brytyjczycy sięgnęli po pierwszy drużynowy triumf na żużlu od 32 lat!

Wielka Brytania drużynowym mistrzem świata na żużlu / fot. Jarosław Pabijan

Zawodnicy, jak i kibice mają prawo być rozgoryczeni. Tegoroczny triumf był naprawdę blisko. Jednak format rozgrywek jest, jaki jest, i ostatecznie zwycięża ta drużyna, która wygrywa parowo finałowy bieg. Dla Polaków z pewnością będzie to nauczka na przyszłość.

Nie musimy obawiać się o to, czy nasi zawodnicy wyciągną konsekwencje. Polscy żużlowcy to ogromni profesjonaliści, którzy już nie raz udowodnili, że potrafią przekuć porażkę w sukces. W ten właśnie sposób dobiegł końca żużlowy sezon 2021.

 


zdjęcia: Jarosław Pabijan

KOMENTARZE