Ciągle porównujemy motocykle klasy adventure do SUV-ów. Koledzy z redakcji Moto.pl mieli w garażu wzorcowy samochód tego typu. Postanowiliśmy sprawdzić, jak na jego tle wypadnie Triumph Tiger XCX

Jeep jako pierwszy na masową skalę zaczął produkować samochód typu SUV. Aktualnie odnoszę wrażenie, że co drugie auto na ulicy nawiązuje do terenówki. No właśnie… Nawiązuje… Chodzi o to, że „puszki” przez kilka dekad robiły wszystko, żeby jak najbardziej oddalić się od pierwotnego założenia SUV-a. Właściwości terenowe musiały ustąpić miejsca praktycznym aspektom. Niewielkie zużycie paliwa, niskie opory toczenia, eleganckie wnętrze czy niewysoki próg załadunkowy – to się teraz liczy. Doszło do tego, że możemy kupić SUV-y, które nawet nie mają napędu na cztery koła.
Jak to wygląda w przypadku dwóch kółek? Moda na motocykle wszędobylskie zapanowała w Polsce z pewnym opóźnieniem, ale aktualnie to właśnie jednoślady klasy adventure są najchętniej kupowanymi maszynami. Również one w wielu przypadkach ciągnięte są w stronę asfaltu. Dzisiaj opisujemy dwa pojazdy, z wydechów których możemy usłyszeć łabędzi śpiew o jeździe terenowej. Sprawdźmy, co jest fajniejsze: uniwersalny samochód czy uniwersalny motocykl?

Co bardziej praktyczne?

 

Nazwa Wrangler to niemalże synonim słowa „terenówka”. Na fotkach widzicie wersję Unlimited, co oznacza, że to auto cztero- a nie dwudrzwiowe. Chciałbym powiedzieć Wam coś więcej na jego temat, ale chłopaki z obawy o fabryczny kształt nadwozia nie dały mi się nim przejechać. Jak widać, wyposażono go w dach, pięć miejsc oraz bagażnik. Tym ciosem na wstępie posyła Triumpha na deski.
Triumph nie dorobił się legendy dorównującej Wranglerowi, ale wyposażono go w elementy, które od paru dziesięcioleci pracują na swoją renomę. Mam na myśli regulowane zawieszenie WP. Austriacka firma jest odpowiedzialna za podwozia wszystkich motocykli KTM i Husqvarny. Możemy założyć, że wiedzą, co robią. Reszta Tigera to brytyjski pomysł na motocykl wszędobylski.
Jak na „wyspiarza” przystało, Triumph oferuje swoim dwóm pasażerom pełne spektrum wrażeń meteorologicznych. Możemy się na nim przegrzać, możemy zmoknąć, a wiać będzie praktycznie non stop. Jeśli życie wyposażyło Was w żonę, dziecko i psa, to jednak będziecie musieli sięgnąć po Jeepa.

Co bardziej emocjonujące?

 

Pod maską amerykańskiej legendy spodziewalibyśmy się potężnego V8. Tymczasem po przekręceniu kluczyka (czy tam w ogóle był kluczyk?), dochodzi nas dźwięk stłumionego diesla. Co z tego, że ma 200 KM, jeśli dla mnie to po prostu bieda? Jak inaczej określić „ropniaka” w porównaniu do trzycylindrowego benzyniaka, który swobodnie kręci się do 10 000 obr./min? Co prawda Tiger produkuje ponad dwukrotnie niższą moc maksymalną, ale za to waży trzysta razy mniej.
W efekcie, po wciśnięciu pedału gazu we Wranglerze nabieramy prędkości przy akompaniamencie pomruku diesla, a po odwinięciu manetki w Triumphie jesteśmy katapultowani w kierunku horyzontu przy ryku rzędówki na wysokich obrotach. Wygląda na to, że mamy 1:1.

Co daje większe możliwości?

 

Tutaj teoretycznie decyduje punkt widzenia. Niby do Jeepa możemy zapakować więcej ludzi, bagażu i prowiantu, ale pojawia się pewien problem: ruszając na przygodę, musimy liczyć się ze stratami. Nowy motocykl kosztuje ok. 50 000 złotych. Niemało jak na sprzęt, który może się podrapać od krzaków i poobijać od kamieni, ale ciągle niewiele w porównaniu z kosztami naprawy uszkodzeń auta.
Wrangler w wersji, która wzięła udział w teście, to wydatek bliski 200 000 złotych. Dlatego po wjeździe w leśną drogę kierowca kazał wysiadać pasażerom i przytrzymywać gałęzie, żeby przypadkiem nie podrapały lakieru… W tym czasie ja napędzałem się Triumphem, martwiąc się tylko tym, żeby wspomnianą gałęzią nie zarobić w twarz. Na motocyklu odważniej atakujemy przeszkody. Gdy naszym oczom ukazały się połacie piachu, mogłem zaryzykować przeprawę. Oczywiście poległem i musiałem wypychać motocykl, ale przynajmniej mogłem to zrobić samodzielnie. Gdyby Jeep zakopał się po wahacze, to chyba musielibyśmy wzywać wojsko.

Motocykle zawsze górą!

 

Zrobiliśmy to porównanie, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że motocykle są po prostu fajniejsze. Co z tego, że auto nas ogrzeje w chłodzie i schłodzi w upale. Po co nam cały ekwipunek w bagażniku, skoro będziemy mieli obawę, czy dotrzemy tam, gdzie chcemy? Motocykl wyciągniemy z największych tarapatów i zapchamy tam, gdzie wrzucimy go na przyczepkę lub pakę samochodu.
Auta są ciężkie, wolne, za drogie i w bezpośrednim porównaniu z motocyklami po prostu nudnawe. Przekonaliśmy się, że porównywanie motocykli z samochodami stawia „puszki” na przegranej pozycji. Niemniej chłopaki z Moto.pl
upierają się, że jeszcze złoją nam skórę jakąś sportową furą na torze. No nie mogę się już tego doczekać…

KOMENTARZE