fbpx

Mała 125-tka z dziewczyną za sterami zawitała do Islandii. Niestety podróżniczkę przywitała bardzo kiepska pogoda.

Jestem już od dwóch tygodni w drodze. Za nami wizyta w Berlinie, Lubece, Aarhus oraz Skagen, gdzie dwa morza stykają się na cypelku w Grenen. VanVanowi w szczególności spodobały się duńskie drogi, gdyż jego spalanie spadło do 2,3l/100km (wszystko za sprawą ograniczeń prędkości). Wspólnie przejechaliśmy już 3 000 kilometrów nie wspominając o dwóch dniach, które spędziliśmy na morzu. Obawiałam się, że będzie mocno bujać, ale na całe szczęście obyło się bez sztormu. Gdy tylko stanęliśmy na islandzkiej ziemi, powitały nas mgły, wiatry oraz przejmujące zimno. Już po pierwszych 40 kilometrach większość motocyklistów gromadziła się na stacji benzynowej, aby przez chwilę się rozgrzać. Ja sama ucieszyłam się niczym małe dziecko na widok kubka z gorącą herbatą.

Widoki na każdym kilometrze rekompensują pogodę, która, jak twierdzą nawet miejscowi, zaskoczyła w tym roku wszystkich. Zamiast 25 stopni jest jedynie pięć. Dodając do tego mżawkę oraz przeszywający wiatr, czuję się jak zamknięta w lodówce. Jadąc Suzuki, momentami zastanawiam się, czy przypadkiem nie trafiłam na Księżyc albo Marsa? Jedynie prognozy pogody głoszące o możliwości spadnięcia śniegu sprowadzają mnie na ziemię. Podróżując VanVanem przez ten kraj, w szczególności doceniam jego kostkowe opony, gdyż często zdarza się, że asfalt nagle się kończy, a szutrowe drogi ciągną się przez wiele kilometrów. Pewnie, gdybym zdecydowała się na bardziej szosowy motocykl, mogłabym nieraz zakląć pod kaskiem na islandzkich drogowców, a tak pomykamy z VanVanem przed siebie przyprawiając o zakłopotanie inne wielkie maszyny, dla których dotychczas były zarezerwowane tutejsze drogi. Oczywiście nie brakuje zainteresowania tą małą 125-tką.

Momentami zastanawiam się, kto bardziej przyciąga uwagę – ja czy ten nostalgiczny motocykl?! Jedno jest pewne: wspólnie tworzymy wyjątkowy duet i już nie możemy się doczekać kolejnych widoków oraz bajkowych tras!

KOMENTARZE