fbpx

W czasach przed wejściem Polski do EU i Strefy Schoengen podróżowanie po Europie było sporą przygodą, na pewno większą niż obecnie. Przy okazji można było poczynić obserwacje na temat zachodnich motocyklistów, co w swoim felietonie z 1994 roku opisał Lech.

Kilka tygodni wakacji spędziłem za granicą, w tzw. bardziej cywilizowa­nej części Europy i chciał­bym podzielić się z Wami paroma spostrzeżaniami dotyczącymi zachodnich motocyklistów. Stwierdzenie faktu, że po drogach Niemiec, Belgii, Ho­landii czy Anglii jeździ znacznie wiecęj motocykli niż po naszych, na pewno nie jest odkryciem Ameryki, bo i samochodów jest tam znacz­nie więcej, ale odniosłem wrażenie, że proporcje mię­dzy ilością jedno i dwuśla­dów są jednak troszkę inne niż w Polsce.

Nie sądzę aby wynikało to z różnicy w stan­darcie życia ale z czystej ko­nieczności. W krajach, gdzie godzinami można stać w kilometrowych korkach niewielki motorower bywa czę­sto ulubionym środkiem tran­sportu. Nierzadko można spo­tkać eleganckiego pana w garniturze, gospodynię do­mową czy stada szkolnej mło­dzieży przemykające między sznurami wlokących się po­woli aut. Przeważnie są to niewielkie, automatyczne skutery, których obsługi można nauczyć się dosłownie w kil­kanaście minut (kierowca ma do dyspozycji tylko gaz i hamulec). Gdy przyjrzeć się im dokładniej widać, że są to maszyny, które już nie jeden kilometr mają w kołach, a ich stan techniczny często (mó­wiąc delikatnie) dalece odbie­ga od doskonałości. Trakto­wane są po prostu jak u nas wiejskie rowery.Inną rzeczą, która znacz­nie odróżnia zachodnich motocyklistów od naszych jest średnia wieku. W czasie ja­zdy trudno jest odgadnąć wiek (a nawet płeć) odzianego w skóry i integralny kask jeźdźca. Nawet leciwa amazonka ubrana w dobrze dobrany kombinezon może prezentować się ria swojej Hondzie Gold Wing lepiej niż Mad Max. Dopiero na promie z Belgii do Anglii mia­łem okazję bliżej przyjrzeć się sporej grupie motocykli­stów jadących (lub wracających) na wakacje. Po zdję­ciu kasków okazało się, że w większości byli to dżen­telmeni zdrowo po trzydzie­ stce, wraz ze swoimi pania­ mi. Było też kilka osób zde­cydowanie młodszych, ale pozostawały w znakomitej mniejszości.

W Polsce na mo­tocyklach przeważnie jeż­dżą ludzie młodzi i gdy tyl­ko nadarzy się okazja, prze­siadają się do samochodów. Tylko ci najbardziej zago­rzali nie rozstają się ze swo­imi maszynami. Może na­wet nie chodzi tu o jeden ulubiony motocykl, ale o sa­mą przyjemność czerpaną z jazdy jednośladem. Kilka razy słyszałem już taki tekst z ust dwudziestoparo­ letnich ludzi ,,Ja się już w życiu motocyklem najeździ­łem. Od motocykla to tylko można dostać reumatyzmu, zapalenia płuc i kilku blizn”. No i na zdrowie. Niech nie jeżdżą. Będzie dla nas wię­cej miejsca na drogach. Wydaje mi się, że z nieco starszym wiekiem zachod­nich motocyklistów wiąże się jeszcze jedna cecha: znacz­nie lepsza technika jazdy oraz większa odwaga.

Mo­żecie wierzyć lub nie, ale pod­czas trzytygodniowej pod­róży najwyżej cztery razy widziałem motocykl wyraźnie przekraczający dozwo­lone prędkości. Na tzw. mo­torwejach (po naszemu au­tostradach) mijały nas cale stada motocykli i nikt nie przekraczał 120 km/h. A przecież na szerokich, bez­kolizyjnych drogach, dyspo­nując nowoczesną maszyną można bez problemu „ da­wać ognia”. W Polsce tylko nieliczni posiadacze szyb­kich maszyn potrafią opa­nować ( drzemiącego chyba w każdym motocykliście) de­mona szybkości, a przecież nie ma u nas dróg z praw­dziwego zdarzenia, pozwa­lających na szybką i bez­pieczną jazdę.

Nie chciałbym abyście z moich dywagacji wysnuli wniosek, że na zachodzie Europy spotyka się tylko moto­rowery i obwieszonych jak Święty Mikołaj w Boże Naro­dzenie pakunkami turystów. Spotyka się też grupy „twar­dych mężczyzn” na fantazyj­nych, ryczących chopperach, ale groźni i agresywni są tyl­ko z wyglądu. Myślę, że w naszym mar­szu do Europy również w dziedzinie motocyklizmu po­winniśmy się cywilizować i nie chodzi mi tylko o zmianę maszyn na nowocześniej­sze, ale o zmiany w nas sa­mych. 

KOMENTARZE