Zapewne nikt nie zna wszystkich dróg w Polsce, oczywiście poza wybitnym podróżnikiem Markiem Harasimiukiem, który objeżdża je od dekad, z uporem godnym lepszej sprawy. Chociaż nawet i w tym przypadku można mieć pewne wątpliwości, bo tyle się u nas teraz buduje… Tym razem postanowiłem skorzystać ze szlaków, którymi jeszcze nigdy nie jeździłem, ale słyszałem, że są fajne. To będzie jednodniowy wypad po doskonale znanych i zbadanych terenach, jednak w nowej odsłonie. A może spotka mnie tu coś ciekawego?

Od lat słyszałem od wspomnianego wyżej „Pana Marka”, że droga przez Długosiodło w kierunku Ostrołęki jest bardzo ładna. Podczas wyjazdów na Mazury często mijałem odpowiedni drogowskaz, ale wydawało mi się, że ta trasa leży nieco zbyt na uboczu i zapewne jest niezbyt szybka, jak na moje potrzeby. Przyszedł czas zweryfikować opinię Marka i moje wyobrażenia. Tym razem trasa będzie bardziej do „pojeżdżenia”, a mniej do zwiedzania, chociaż – jeśli ktoś chce, to zawsze znajdzie po drodze coś, przy czym warto się zatrzymać.

Droga na Ostrołękę

Pierwszy odcinek naszej wycieczki będzie szybki i bardzo nudny. Musimy bowiem wydostać się z Warszawy trasą szybkiego ruchu S8, w kierunku Białegostoku. Nie zatrzymujemy się ani w Wołominie, ani w Radzyminie. Możemy się za to zastanowić nad zjazdem na wysokości Wyszkowa, w kierunku Kamieńczyka. Obecnie to całkiem spora wieś, ale w dawnych czasach miała prawa miejskie i dopiero po powstaniu styczniowym, carskim ukazem, została zdegradowana. Miejscowość leży tuż obok ujścia Liwca do Bugu i była swego czasu ważnym ośrodkiem flisactwa. Spławiano tędy aż do Bałtyku ogromne ilości drewna.

Zamek Książąt Mazowieckich w Ciechanowie to obowiązkowy punkt naszej wycieczki

W Kamieńczyku możemy zejść nad Bug i chłonąć piękno przyrody budzącej się do życia po zimowym śnie. Co bardziej dociekliwi wstąpią również do Muzeum Historyczno-Etnograficznego, z bogatymi zbiorami dotyczącymi flisactwa (i nie tylko!) – gorąco polecam. Przy okazji można wyskoczyć na chwilę nad Liwiec, to dosłownie kilkaset metrów od rynku, a mnie, z pomocą GPS-a, klucząc między parkanami licznych w tym miejscu weekendowych działek, udało się nawet zjechać motocyklem nad samą rzekę. O tej porze roku prezentuje się ona fantastycznie!

Ale przecież mieliśmy jeździć, a nie napawać widokami, więc w drogę! Wracamy na Trasę Bohaterów Bitwy Warszawskiej 1920 roku, czyli S8, ale na dosłownie tylko kilka kilometrów. Na wysokości Turzyna (węzeł Wyszków Północ) wypatrujemy zjazdu na Brańszczyk. To również bardzo fajna miejscowość, ale odwiedzimy ją kiedy indziej, teraz ją miniemy i skierujemy się zachwalaną przez Pana marka drogę na Długosiodło. Rzeczywiście, to bardzo fajna trasa, wijąca się trochę przez wioski, a trochę lasami. Jak to na Mazowszu – nie jest wyjątkowo kręta, ale fajnie się nią jedzie.

Na rynku w Kamieńczyku znajduje się malutkie muzeum etnograficzne…

… które w środku wygląda znacznie bardziej okazale niż na zewnątrz

Sam nie wiem, jakim zrządzeniem losu pogubiłem się odrobię w Długosiodle, ale był to szczęśliwy moment. Wystarczyło bowiem oddalić się na kilkaset metrów od głównej drogi, do drugiego, a może trzeciego rządu zabudowań, by trafić na niemal skansen. „Niemal”, bo drewniane budynki, domy, stodoły, czy obory cały czas znajdują się w normalnym użytkowaniu. Poczułem się przez chwilę, jakbym cofnął się do XIX wieku. Szybko jednak odnalazłem drogę i ruszyłem dalej, w kierunku Ostrołęki. Był to najdalej na północ wysunięty fragment zaplanowanej trasy. Przez moment zastanawiałem się nawet, czy nie skoczyć na Mazury, bo do Myszyńca, leżącego na granicy województw mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego, to już tylko nieco ponad 30 km. Tam, nieco na uboczu, znajduje się moja ulubiona restauracja – Karczma Marysieńka – w której czas zatrzymał się w latach 80. ubiegłego wieku, a ceny są zadziwiająco niskie. Ale sam wiem jak by się to skończyło: z Myszyńca to tylko rzut beretem do Spychowa i na Wielkie Jeziora Mazurskie. Nie miałem tyle czasu, więc trzeba było trzymać się planu.

Na centralnym placu Ostrołęki odsapniemy w towarzystwie generała Bema

Nie obejrzymy carskich koszar…

Z Ostrołęki drogą nr 544  jedziemy przez Krasnosielc do Przasnysza, gdzie polecam  krótki postój w fantastycznej kawiarnio-lodziarni Kaczorek. Z tym miastem mam taki kłopot, że jest tu jeden bardzo fajny zabytkowy obiekt, niestety niezbyt często udostępniany do zwiedzania – a szkoda. Jeszcze na przełomie XVIII i XIX wieku powstał tu potężny garnizon regimentów dragońskich armii pruskiej. Potem, wraz z całym miastem, zabudowania te wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk – stacjonował tu między innymi 6. Pułk Kozaków Dońskich. Po roku 1915 w miejsce Rosjan pojawili się Niemcy, którzy 11 listopada 1918 roku zostali wyparci przez żołnierzy z Polskiej Organizacji Wojskowej, a następnie koszary przejęte zostały przez Wojsko Polskie.

Warto wstąpić do urokliwego Muzeum Pozytywizmu w Gołotczyźnie

W okresie II wojny światowej obiekty koszarowe znów zajęte były przez wojska niemieckie, by ostatecznie przejść w posiadanie Wojska Polskiego i stać się siedzibą Szkoły Podchorążych Wojsk Radiolokacyjnych. Jednostka wojskowa działa tu do dzisiaj, więc jej zwiedzanie możliwe jest niestety tylko od wielkiego święta. Mnie się to jeszcze nigdy nie udało, ale nie tracę nadziei, bo jest to chyba najfajniejszy historyczny obiekt Przasnysza.

W najstarszej warzelni piwa na Mazowszu

Z Przasnysza kierujemy się do Ciechanowa – to nieco ponad 30 km. Możemy tę trasę zrobić prosto, jadąc drogą nr 617, albo nieco nadkładając, szosą 544 przez Nowe Czernice i Koziczyn. Wszyscy, którzy lubią gotować, powinni wybrać tę dłuższa trasę, bo będzie tu okazja wstąpić do chyba jedynego na świecie Muzeum Książki Kucharskiej i Kulinarnej w malutkim Chrostowie Wielkim. Czy wiedzieliście, że zwykły rosół można przygotować na kilkanaście sposobów?

Zwiedzanie Browaru w Ciechanowie wymaga wcześniejszego umówienia się. Warto!

Kto nie ma ochoty na rozszerzanie wiedzy kulinarnej, pogna prosto do Ciechanowa. Tu obowiązkowo odwiedzimy monumentalny Zamek Książąt Mazowieckich, gdzie zapewne trafimy na jakąś ciekawą wystawę. Przy okazji warto wspomnieć, że Mazowsze nie zawsze było częścią Polski – przez ponad 300 lat było ono niezależnym księstwem, czyli w zasadzie osobnym państwem, które swego czasu poprosiło Zakon Krzyżacki o zrobienie porządku z nieznośnymi Prusami… Jakie były tego konsekwencje, wszyscy wiemy.

Zamek to jednak niejedyna atrakcja Ciechanowa. Przy odrobinie szczęścia i wcześniejszej organizacji można zwiedzić najstarszy na Mazowszu działający browar (i destylarnię), produkujący przednie piwa. Tradycje warzelnicze w Ciechanowie sięgają podobno XIII wieku. Początkowo zakład działał w miejscowości Rudne, jako browar książęcy. Miejscowość została wchłonięta przez  rozrastający się Ciechanów, a dzisiejszy browar niezmiennie funkcjonuje w tym samym miejscu. W archiwach miejskich znajduje się dokument zapłaty podatku od warzenia piwa z 1526 roku, który poświadcza długie tradycje tego miejsca. Oczywiście nie zachęcam nikogo do degustacji na miejscu, chociaż pokusa będzie silna. Najlepiej zapakować małe co nieco do bagażu – będzie jak znalazł po powrocie do domu.

Okazały pomnik Bitwy pod Ostrołęką przy wylotówce w kierunku Warszawy

Bocznymi drogami

Skoro mamy jechać trasami nieoczywistymi i odkrywać uroki Mazowsza, to tym razem nie polecimy – jakby nakazywała logika – ani trasą nr 50 prosto na Płońsk, ani nawet DK60/DW618 na Pułtusk (w którym byliśmy już dziesiątki razy), tylko wybierzemy bardzo lokalną drogę przez Gołotczyznę, Gąsocin i Świercze do Nasielska. Ten odcinek to zaledwie 40 km, ale dopiero tutaj zobaczymy, jak wygląda prawdziwa „Polska powiatowa”. Nieco na uboczu wszystkich znanych szlaków turystycznych, żyje i rozwija się swoim tempem. Jeżeli jeszcze znajdziemy czas, to warto zatrzymać się na chwilę w Gołotczyźnie, przy niewielkim, ale bardzo urokliwym Muzeum Pozytywizmu. Jest to oddział Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie, które już kiedyś mieliśmy okazję zwiedzać.

Nawet jeżeli nie macie ochoty na zwiedzanie, to warto pospacerować po parku z ładnie utrzymanym stawem. Stąd do Nasielska to jedynie chwilka – nie dłużej niż pół godziny jazdy. Tempo nie będzie zbyt szybkie, bo teren jest dosyć gęsto zabudowany. Jak na jednodniową wycieczkę, ujechaliśmy już sporo, więc jeżeli ktoś będzie miał dosyć wrażeń, to popędzi prosto do stolicy najszybszą drogą przez Zegrze, a jeżeli jeszcze znajdzie siły, to proponuję niespieszny przejazd przez fajne wioski: Psucin, Pomiechówek i Stanisławowo, aż do Nowego Dworu Mazowieckiego, gdzie wypadniemy na „gdańską wylotówkę”. A dalej, to już sami wiecie…

Zdjęcia: autor, archiwum redakcji

KOMENTARZE