Piotr Baryła: Znamy się jeszcze z czasów, kiedy zajmowałeś się zawodowo fotografowaniem motocykli… Dariusz Borowicz: Bardzo to lubiłem i przecież od tego zaczęła się moja przygoda z fotografią. Początkowo fotografowałem motocykle na torach, później zacząłem pracować dla prasy motocyklowej. P.B.: Sam również jeździłeś… D.B.: Jeżdżę od 2000 roku i w tym samym czasie zacząłem robić […]

Piotr Baryła: Znamy się jeszcze z czasów, kiedy zajmowałeś się zawodowo fotografowaniem motocykli…

Dariusz Borowicz: Bardzo to lubiłem i przecież od tego zaczęła się moja przygoda z fotografią. Początkowo fotografowałem motocykle na torach, później zacząłem pracować dla prasy motocyklowej.

P.B.: Sam również jeździłeś…

D.B.: Jeżdżę od 2000 roku i w tym samym czasie zacząłem robić zdjęcia. Mój pierwszy motorower to Derbi GPR 50. Kupiłem go po przeczytaniu materiału w „Świecie Motocykli”. Potrzebowałem motoroweru, który nauczy mnie jeździć i przygotuje do przesiadki na motocykl. Później przez rok było MZ ETZ 250 i wreszcie Suzuki RGV 250. Dwa cylindry „w dwusuwie” i – zależnie od wersji – od 75 do 95 KM. Niestety, wysilony silnik tego motocykla wymagał bardzo dokładnego serwisu, którego nikt w Polsce nie był w stanie zapewnić. Dość szybko pożegnałem się z tym sprzętem…

P.B.: Zawsze chciałeś zostać miejskim reporterem?

D.B.: Zaczęło się od poznania ludzi, którzy wiedzą bardzo dużo o tym, co dzieje się „na mieście”. Poznałem ich zupełnym przypadkiem. W pewnym momencie przyszło mi na myśl, że chciałbym się pojawiać w miejscach, w których coś się dzieje i pokazywać to innym. Początkowo robiłem to w wolnym czasie. Szybko się zorientowałem, że w miejscach zdarzeń jestem szybciej niż zawodowi dziennikarze z TVP czy TVN-u.

P.B.: Dzięki motocyklowi?

D.B.: …I dobrym informatorom.

P.B.: Jak wygląda Twój dzień pracy?

D.B.: Zawsze upływa pod znakiem wielkiego skupienia i czekania na to, co za chwilę się wydarzy. Miasto żyje według własnego rytmu. Rano, od godziny 7 do 9-10 dzieje się najwięcej. Kolejny szczyt zaczyna się po 14 i trwa przynajmniej do 18. Natomiast w czasie przestoju, czyli między 10 a 14, jeśli już coś się stanie, to częściej chodzi o poważne wypadki, takie jak np. wczorajszy, kiedy na Wisłostradzie przewróciła się ciężarówka. W tych godzinach miasto jest mniej zakorkowane, więc kierowcy jeżdżą szybciej.

P.B.: Średnio przy ilu zdarzeniach jesteś obecny każdego dnia?

D.B.: Około dziesięciu.

P.B.: Co jeszcze poza porą dnia warunkuje liczbę wypadków?

D.B.: Kiedy pogoda jest ustabilizowana, niebo lekko zachmurzone a temperatura w okolicach 20 stopni, jest nieco spokojniej. Najgorsze są ekstrema i zmiany pogody w ciągu dnia. Na przykład gdyby teraz zaczęło padać, to z bardzo dużym prawdopodobieństwem byłbym w stanie wskazać, w których miejscach Warszawy doszłoby do wypadków.

P.B.: A jakie są Twoje obserwacje dotyczące wypadków z udziałem motocyklistów?

D.B.: Na pewno w zdecydowanej większości ich sprawcami są kierowcy samochodów. Wymuszenia pierwszeństwa zdarzają się nagminnie. Jeśli chodzi o naszą winę, to czasami kurier lub dostawca pizzy na skuterze popełnia błąd, ale to kończy się na ogół niegroźnym przytarciem lub przetrąconym lusterkiem. Oczywiście, zdarzają się także poważne wypadki z winy motocyklistów, ale rzadko.

P.B.: Jest coś szczególnego, na co zwróciłbyś naszą uwagę?

D.B.: Po pierwsze, bardzo uważnie obserwować, co robią samochody. Motocyklista często jest w martwym polu obserwacji tych, którzy nimi kierują. Bardzo dużo wypadków zdarza się, kiedy prowadzący auta wymuszają pierwszeństwo podczas skrętu w lewo. Z kolei jeśli chodzi o winę motocyklistów, to przyczyną poważnych zdarzeń bywa jazda slalomem, bez zachowania odpowiednich odległości, pomiędzy poruszającymi się samochodami. To potwornie niebezpieczne.

P.B.: Jakieś sytuacje szczególnie utkwiły Ci w pamięci?

D.B.: Jest ich wiele. Na przykład to, wyjątkowo smutne, kiedy kierowca zaparkował samochód osobowy przy stacji benzynowej. Wyszedł po papierosy, wrócił i zdążył wsiąść do auta, gdy w przejeżdżającej obok ciężarówce pękła opona. Ciężarówka położyła się naczepą pełną piasku na ten samochód z kierowcą w środku. Pojazd został sprasowany na grubość kilkunastu centymetrów.

P.B.: Po takich wydarzeniach wracasz do domu przygnębiony? Potrafisz oddzielić życie zawodowe od prywatnego?

D.B.: Czas robi swoje. Początkowo byłem potwornie przygnębiony po każdym śmiertelnym wypadku. Teraz wymiękam głównie przy wypadkach motocyklistów i oczywiście przy zdarzeniach, w których krzywda dzieje się dziecku. Na przykład ostatnio, kiedy dziewczynka wjechała na rowerku pod betoniarkę. Po takich tragediach mam już wieczór z głowy. Poza tym to nie jest tak, że wracam do domu i odpoczywam. Wtedy trzeba posegregować zdjęcia z całego dnia i wciąż czekać w gotowości, bo przecież zawsze może się jeszcze coś wydarzyć…

P.B.: A co najbardziej lubisz w tej robocie?

D.B.: Adrenalinę. Mimo, że zajmuję się tym już trzy i pół roku to nadal, gdy jadę do zdarzenia, mam podniesiony poziom adrenaliny.

P.B.: Jeździsz Kymco Xciting 500. Dlaczego wybrałeś duży skuter zamiast „normalnego” motocykla?

D.B.: Skuter jest do miasta po prostu wygodniejszy. Jedną rękę zawsze mogę mieć wolną, bo nie potrzebuję jej do obsługi sprzęgła, a poza tym mam do dyspozycji sporą przestrzeń bagażową do przewożenia chociażby sprzętu fotograficznego. Do miasta nie potrzebuję dużej mocy. Nawet „pięćsetka”, którą jeżdżę, jest dla mnie za duża. Po tych kilku latach mogę stwierdzić, że 300 ccm absolutnie wystarcza w miejskim ruchu.

P.B.: Dużo jeździsz. Pochwalisz się stanem licznika swojego sprzętu?

D.B.: Będę mógł się pochwalić za kilka dni, bo przekroczę wtedy okrągłe 100 tysięcy kilometrów. W tej chwili jest 99 400 km, więc jeszcze 2-3 tankowania i pęknie magiczna „setka”. W jednym sezonie pokonuję średnio dwadzieścia kilka tysięcy.

P.B.: W zimę przesiadasz się do samochodu?

D.B.: Tej zimy były pojedyncze dni, kiedy wyjechałem do miasta samochodem. Jeżdżę motocyklem, dopóki na ulicach nie robi się biało. Kiedy jezdnię pokrywa warstwa śniegu, dla własnego bezpieczeństwa przesiadam się do auta. Wszystko zależy od tego, jaką mamy zimę.

P.B.: Czym byś się zajmował, gdybyś nie został miejskim reporterem?

D.B.: Pewnie nadal zdjęciami, tylko w innym charakterze. Dostałem kiedyś propozycję fotografowania w branży pornograficznej, ale odmówiłem…

P.B.: Odmówiłeś!?

D.B.: Może to był błąd, a może nie… (śmiech). Zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Zajmowałem się kiedyś fotografią studyjną, pracowałem trochę z modelkami. Ale fotografia studyjna nie pociągała mnie tak bardzo i nie chciałem iść w tę stronę.

P.B.: Podobno dziewczyny lecą na fotografów…

D.B.: A widzisz tu dookoła jakiś wianuszek kobiet? (śmiech). Jestem fotografem, ale jakoś nie zauważyłem, żeby…

(Rozmowę przerywa nam dzwoniący telefon Darka. Pożar samochodu w Alejach Jerozolimskich, za skrzyżowaniem z Marszałkowską. Musimy kończyć.)

D.B.: Przepraszam, ale muszę już jechać…

P.B.: Dzięki za rozmowę!

KOMENTARZE