Małe miasteczko Eisenerz położone nieopodal kopani Erzberg po raz XXII było świadkiem jednego z najgłośniejszych wydarzeń off-roadowych na świecie, czyli Erzberg Rodeo. Impreza po raz kolejny ściągnęła do Austrii tysiące śmiałków chcących zmierzyć się z Żelazną Górą, w tym ścisłą czołówkę Hard Enduro / SuperEnduro – Cody’ego Webba, Grahama Jarvisa, Tadka Błażusiaka, czy też Wade’a […]

Małe miasteczko Eisenerz położone nieopodal kopani Erzberg po raz XXII było świadkiem jednego z najgłośniejszych wydarzeń off-roadowych na świecie, czyli Erzberg Rodeo. Impreza po raz kolejny ściągnęła do Austrii tysiące śmiałków chcących zmierzyć się z Żelazną Górą, w tym ścisłą czołówkę Hard Enduro / SuperEnduro – Cody’ego Webba, Grahama Jarvisa, Tadka Błażusiaka, czy też Wade’a Younga i debiutującego Coltona Haakera. Po raz drugi swój start w imprezie zadeklarował reprezentujący młode pokolenia w stawce – Oskar Kaczmarczyk.

Pochodzący z Nowego Targu zawodnik ze śrubami w nodze, które są pozostałością po marcowym wypadku, już pierwszego dnia rywalizacji, czyli na trasie piątkowego prologu zaznaczył, że mimo długiej przerwy w jeździe, jest w doskonałej dyspozycji. Kaczmarczyk wykręcił 73 czas w ponad 1000-osobowej grupie zawodników. Podczas drugiej próby w sobotę nie zamierzał on zwalniać tempa. Pomimo gorszych warunków na trasie, na której po ulewnych deszczach zalegało dużo wody, Kaczmarczyk zdołał poprawić swój czas o blisko sekundę. Dało mu to 76 lokatę podczas drugiego dnia prologu i finalnie 102 pozycję po dwóch dniach, czyli zapewniło start z trzeciej linii w finałowym Hare Scramble.

Wyścig finałowy

Niedzielny poranek po sobotnich, intensywnych opadach deszczu do późnych godzin nocnych, rozpoczął się bardzo słonecznie. Mimo to wiadomo było, że na sekcjach leśnych na zawodników czekać będą śliskie korzenie i duże ilości błota. Kaczmarczyk po starcie swojej linii popełnił drobny błąd, który kosztował go stratę kilku, cennych minut, jednak szybko powrócił on do rywalizacji i konsekwentnie realizował swój plan, jakim było zajechanie dalej, niż podczas debiutu w roku 2015, gdzie rywalizację skończył po 16 checkopintach.

Kaczmarczyk mocno napierał i piął się w górę tabeli. Niestety płynną jazdę zdecydowanie utrudniały mu kolejki na bardziej technicznych sekcjach. Poza walką z samymi przeszkodami, nasz rodak musiał także dużo czasu poświęcić na omijanie rywali, wybierając przy tym niejednokrotnie dłuższy tor przejazdu.

Na ponad godzinę przed upływem regulaminowych 4 godzin trwania wyścigu, Kaczmarczyk dotarł do Stołówki Carla, czyli usianego ogromnymi głazami zbocza góry, na którym w roku ubiegłym zakończył rywalizację. Dosiadający w tym sezonie dwusuwowego KTM-a 250 EXC Oskar zdołał na niej wyprzedzić wielu zawodników, a tym samym zapewnić sobie awans w tabeli. Ostatecznie Kaczmarczyk pokonał w całości Stołówkę Carla i zakończył zawody na 17 z 25 checkpointów, przejeżdżając tym samym 2/3 całej trasy. Kaczmarczyk i jego zespół nie kryli swojego zadowolenia z rezultatu. Mimo świeżo wyleczonej kontuzji i rozpoczęcia treningów na tydzień przez imprezą, Nowotarżanin odnotował wyraźny progres.

Niestety na drugi dzień, kiedy zostały opublikowane oficjalne wyniki, okazało się, że z niewiadomych przyczyn naszemu rodakowi nie został zaliczony checkpoint piąty, przez co jego wynik końcowy został ustalony na podstawie jedynie 5 punktów kontrolnych. Jak mówi Przemysław Kaczmarczyk – ojciec, a zarazem główny manager sportowca – niemożliwe jest, żeby Oskar pominął checkpoint.

„Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy zobaczyliśmy nazwisko Oskara dopiero na 320 pozycji. Jesteśmy przekonani, że na punkcie pomiarowym musiał wystąpić jakiś błąd techniczny lub może jakieś niedopatrzenie ze strony osób odpowiedzialnych za odczytanie danych z transpondera. Nawiązaliśmy kontakt z organizatorami imprezy, ale do tej pory nie doczekaliśmy się oficjalnej odpowiedzi. Szkoda, bo jesteśmy przekonani, że pierwsza 40-tka była w zasięgu ręki, jednak i tak jako zespół jesteśmy bardzo zadowoleni, bo widać, że Oskar mimo wciąż spuchniętej nogi odnotował progres i był w lepszej formie na trasie, niż rok temu. Gdyby nie koniec czasu, spokojnie jechałby dalej. Satysfakcję dają nam również jego wyniki z prologu” – skomentował Przemysław Kaczmarczyk.

Sam zawodnik swój występ komentuje następująco:

„Jestem zadowolony ze swojej jazdy w finałowym Hare Scramble i z faktu, że udało mi się dojechać aż do Stołówki Carla i przejechać ją w całości. Niestety nie został mi zaliczony checkpoint 6 i zostałem sklasyfikowany tylko po pięciu punktach kontrolnych, co dało 320 miejsce. Szkoda, ale nie ma co płakać. Wiem, że za rok znów tam powrócę! Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, których było naprawdę dużo! Dziękuję też serdecznie całemu mojemu zespołowi, czyli mojemu tacie, Michałowi, Sławkowi, Łukaszowi, Kacprowi, Mariuszowi, Mikołajowi i Timowi za wsparcie w padoku oraz na trasie!” – powiedział Kaczmarczyk.

Obecnie Oskar skupia się na rywalizacji w kraju. Czeka go jeszcze operacja usunięcia śrub z kontuzjowanej w marcu stopy.

KOMENTARZE