fbpx

W zaledwie kilka dni po nabawieniu się poważnych urazów, cała trójka: Marc Marquez, Alex Rins oraz Cal Crutchlow, otrzymała zgodę na start w Grand Prix Andaluzji. Pytanie, czy wytrzymają kondycyjnie i będą w stanie wziąć udział w niedzielnym wyścigu MotoGP?

Jako pierwszy z tej trójki urazu nabawił się Alex Rins, upadając w samej końcówce zeszłotygodniowych kwalifikacji. Walcząc o jak najlepszy czas w Q2, Hiszpan wyleciał w niezwykle szybkim, 11. zakręcie toru w Jerez. W konsekwencji nabawił się zwichnięcia prawego barku i o ściganiu w niedzielę mógł zapomnieć. Kilkanaście godzin później w rozgrzewce upadł Cal Crutchlow, mocno się obijając i nie dostając zgody na start. Kilka godzin później okazało się, że złamał jedną z kości nadgarstka i będzie wymagał operacji.

To nie człowiek, to maszyna!

O szaleństwie można mówić w przypadku Marka Marqueza, który na początku wyścigu o GP Hiszpanii popełnił błąd i musiał gonić z samego końca stawki. Na trzy kółka przed metą, będąc już na trzecim miejscu, zaliczył potężnego high-side’a na wejściu do „czwórki” i upadł tak niefortunnie, że złamał prawą rękę. Na szczęście obyło się – o co wcześniej obawiali się lekarze – bez uszkodzenia nerwu promieniowego.

Marc Marquez

O ile Rins został w Jerez i leczył się pod okiem specjalistów, Marquez i Crutchlow jeszcze w poniedziałek polecieli do Barcelony. Tam we wtorek zoperowani zostali przez Doktora Xaviera Mira, który wstawił w ich ręce tytanowe płytki. W czwartek obaj już wrócili na tor w Jerez de la Frontera i poddali się badaniom, które miały zaważyć o ich starcie przynajmniej w pierwszej, piątkowej sesji treningowej.

Dopuszczenie do jazdy, a logika – to drugie. Z jednej strony zawodnicy wierzą lekarzom, że jeśli ci wydają zgody na jazdę – kierowca jest w stanie kontrolować motocykl bez stwarzania zagrożenia dla siebie i innych. Że jest w stanie zapanować nad ponad 150-kilogramową maszyną. Pytanie, zwłaszcza w przypadku Marqueza, czy jest sens startować w ten weekend? Każdy kolejny upadek może być niebezpieczny, ale Marc nie byłby sobą, gdyby nie spróbował.

Jeśli Hiszpan nie tylko wystartuje w wyścigu o GP Andaluzji, ale też zakończy go co najmniej w punktach – nikt chyba nie będzie miał wątpliwości, że określenie Kosmita to za mało. On będzie po prostu nadczłowiekiem.


Pluto

KOMENTARZE