fbpx

Nieraz już mieliśmy okazję się przekonać, że w naturze motocyklistek i motocyklistów leży pomoc potrzebującym. Jednak Marcin „Borkoś” Borkowski, ratownik medyczny i wolontariusz jeżdżący motoambulansem, swoim podejściem wyróżnia się spośród naszej motocyklowej społeczności.

Bycie ratownikiem medycznym jest pracą tak samo szlachetną, jak i trudną. Swoimi działaniami odpowiadasz za cudze życie, często ryzykując własne, a wspomnienia z interwencji, nie zawsze lekkie i przyjemne, potrafią wryć się w pamięć na wiele lat. Do tego nierzadko dochodzą jeszcze niewdzięczne warunki pracy i stres.

Marcin to miły i emaptyczny człowiek, w każdej chwili gotowy do „angielskiego wyjścia”, gdy tylko pojawi się potrzeba interwencji

Oczywiście, to wszystko wydaje się niczym w świetle tego, że ocaliłeś czyjeś życie. Niemniej trudno czerpać z tego satysfakcję, jeśli nie czujesz zamiłowania i powołania do ratownictwa. A jeśli w zawodzie ratownika bije ci już trzecia dekada, tak jak w przypadku Marcina „Borkosia” Borkowskiego, to znaczy, że mowa o prawdziwej pasji i powołaniu. Mało tego – niegasnących i wciąż nabierających rozpędu.

Broń do walki z czasem

Sytuacja pandemiczna przypięła ratownikom medycznym zasłużone miano superbohaterów. Nie sposób bowiem nie zauważyć, że przez ostatnich kilkanaście miesięcy ci ludzie byli urobieni po łokcie. Normą stały się dyżury brane kilka razy z rzędu, drastycznie rosnące nadgodziny i brak snu. Nie dość bowiem, że trzeba było wykonywać codzienną pracę, to jeszcze walczyć z przeciwnikiem, którego nikt tak naprawdę nie znał. W efekcie ratownicy po prostu nie wyrabiali się z ilością zgłoszeń.

Jak każdy szanujący się influencer, Borkoś ma swoją kolekcję gadżetów. Tylko że akurat te konkretne mogą uratować życie

Wśród nich był także Borkoś, który wpadł na pomysł jak wesprzeć służbę medyczną. Problemem karetek, i to nie tylko w pandemii, jest długi czas dojazdu na miejsce wezwania, zwłaszcza w takim mieście jak Warszawa. Dużym samochodem, nawet na sygnale, nie jest bowiem łatwo przecisnąć się przez ulice wiecznie zakorkowanego miasta. A przecież od momentu ustania pracy serca do rozpoczęcia obumierania mózgu mijają tylko cztery minuty! Walka z czasem toczy się zatem o poważną stawkę. A jak każdy motocyklista wie, nie ma szybszego środka komunikacji w mieście niż jednoślad.Dlatego też Marcin wiosną 2020 roku podjął decyzję o zakupie Piaggio MP3 500 i przerobieniu go na motoambulans. Z technicznego punktu widzenia robi to ogromne wrażenie, bo umieszczenie w niewielkim skuterze niezbędnych urządzeń, leków i opatrunków na wszelkie urazy, tak by były pod ręką, nie jest łatwe. Ale większy podziw budzi fakt, że Borkoś przeznaczył na to własne oszczędności. Czapki z głów!

Pomoc priorytetowa

Marcin nie zrezygnował jednak z etatowej pracy ratownika. Po intensywnych dyżurach wsiada więc na trójkołowy motoambulans i patroluje ulice Warszawy jako wolontariusz. Inicjatywa ta nie była bowiem podyktowana chęcią dodatkowego zarobku i współpracy z prywatnymi klinikami. Priorytetem Borkosia była i nadal jest wewnętrzna potrzeba skutecznego ratowania życia i po prostu pasja do tego zawodu. W tych dziedzinach motoambulans daje naszemu bohaterowi ogromną satysfakcję.

Dzięki trójkołowej konstrukcji i wciąż niewielkim gabarytom Borkoś jest w stanie dotrzeć do miejsca zdarzenia dużo szybciej niż tradycyjna karetka, bez względu na warunki pogodowe czy terenowe, a to oznacza większą szansę na uratowanie ludzkiego życia. Zalety motoambulansu są więc niepodważalne i bez dwóch zdań takie maszyny przydałyby się w szeregach państwowej ochrony zdrowia. Marcin prowadził nawet rozmowy z odpowiednimi urzędnikami państwowymi wysokiego szczebla, którzy początkowo entuzjastycznie podeszli do zagadnienia. Niestety, jak to często bywa, skończyło się na pustych obietnicach.

Siła społeczeństwa

Marcin nie oglądał się jednak na nikogo i w miarę możliwości chciał realizować swój cel. Taka postawa spotykała się z ogromnym uznaniem, co napędzało Borkosia do działania i podsunęło mu pewien pomysł. Skoro bowiem instytucje państwowe nie chcą wesprzeć motoambulansu, to może wykorzystać siłę społeczeństwa, by rozwinąć inicjatywę?

Mimo braku miejsca, w motoambulansie znalazł się sprzęt na każdą okoliczność

Powstał więc profil „Borkoś” na portalu Patronite.pl, gdzie ludzie wpłacają fundusze na wsparcie Borkosiowej działalności. Dzięki temu Marcin mógł zmniejszyć liczbę godzin spędzonych na dyżurach w państwowej karetce i poświęcić więcej czasu na jazdę motoambulansem, bo jak sam podkreśla, w ten sposób może pomóc znacznie większej grupie osób. Środki od patronów nie są przy tym traktowane przez Marcina jako pensja, tylko fundusz na utrzymanie Piaggio, uzupełnianie jego wyposażenia, a także na budowę kolejnego motoambulansu.

Trójkołowe Piaggio MP3 okazało się strzałem w dziesiątkę – ten skuter pozwala na jazdę przez cały rok i nie tylko po asfalcie

Wsparcie patronów jest na tyle duże, że wystarczy, by pokryć koszty zakupu i przeróbki nowego „Borkośmobilu”. Nie znaczy to jednak, że stary pójdzie w odstawkę. Małym marzeniem Marcina jest to, by dotychczasowe Piaggio trafiło w ręce innego ratownika, który tak jak on będzie patrolował ulice miasta w ramach wolontariatu.

Influencer jakiego potrzebujemy

Marcin Borkowski to jednak nie tylko wolontariusz i ratownik, ale też pełnoprawny influencer w dobrym tego słowa znaczeniu. Tak dużego zainteresowania i aprobaty ze strony internautów szkoda byłoby przecież nie wykorzystać. Dlatego na YouTube możecie znaleźć już mocny i prężnie rozwijający się kanał „Borkoś”, na którym Marcin zamieszcza filmy z akcji, nagrane za pomocą kamery GoPro zamocowanej na szelkach lub kasku.

Co ważne, filmy te nie są tworzone po to, by nabijać wyświetlenia poprzez wzbudzanie sensacji, a po to, by edukować i uświadamiać. Treści tam publikowane są bowiem zmontowane w taki sposób, by poszkodowani pozostali anonimowi, a widzowie, nawet ci wrażliwi, mogli je oglądać z zainteresowaniem, a nie obrzydzeniem. A trzeba przyznać, że jest to zaskakująco interesujące. Marcin na bieżąco opowiada co robi i dlaczego, a w „wolnej chwili” tłumaczy także, jak w danej sytuacji powinna się zachować osoba udzielająca pomocy. Poza tym, filmy te pozwalają stać się na chwilę obserwatorem pracy ratownika, a to otwiera oczy na fakt, jak wymagające jest to zajęcie.

Mając tę świadomość, tym bardziej trzeba pogłębić ukłon przed Marcinem, bo można powiedzieć, że swoją pracę wykonuje na dwa etaty, a przy tym znajduje czas na zmontowanie filmów, ogarnięcie social mediów i rodzinę. Ostatnio nawet, jak na influencera przystało, zaprojektował swoją kolekcję. Ale nie kolekcję ubrań, tylko serię apteczek we współpracy z firmą AED Max. Znajdziecie w niej warianty do auta czy domu, a także podręczne w formie nerki, dzięki którym można zapewnić sobie czy innym podstawową pomoc w razie wypadku.

Ogarnięcie tak wielu odpowiedzialnych zadań jest wybitnie wymagające i nie każdy dałby radę temu podołać. Jednak w trakcie rozmowy z Marcinem ani razu nie usłyszałem stwierdzenia „nie mam czasu” czy „jestem już zmęczony”. Odnoszę wrażenie, że ten człowiek to ratownicza maszyna, napędzana chęcią niesienia pomocy. Zresztą to nie tylko moje zdanie, bo w komentarzach pod jego filmami, obok „szanuję Cię w ****” i „szacun za empatię i podejście”, najczęściej zdarza się tekst „chłopie, czy Ty w ogóle śpisz?”.

I rzeczywiście, wygląda na to, że ten człowiek jest wciąż na najwyższych obrotach, wciąż pełen satysfakcji ze swojej aktywności, a przy tym niesamowicie empatyczny i opanowany. Zresztą, po tym jak skończyliśmy nasze spotkanie, z Tomazim (naszym fotografem) zgodnie stwierdziliśmy, że nie mieliśmy jeszcze do czynienia z człowiekiem, od którego bije tak silna zajawka. Zajawka do pomagania ludziom. 

Marcinie, czapkę już zdjąłem, zostało mi tylko głębiej się ukłonić, bo robisz rzecz ważną i wielką!

Zdjęcia: Tomasz Parzychowski


Działania Borkosia możecie śledzić na:

borkos_ratownik/Instagram

BORKOŚ/YouTube

Borkoś/Twitter

Borkoś/Facebook

 

KOMENTARZE