Piotr Baryła: Cześć Magda! Magda Adamczuk: Spóźniłeś się. Całą minutę. P.B.: Przepraszam, przedłużyło mi się poprzednie spotkanie. M.A.: Nieważne, ale jak tak patrzę na Twój łańcuch Nie wydaje Ci się, że powinieneś go już naciągnąć? A tak w ogóle – nie mogłeś kupić kombinezonu w bardziej męskich kolorach? (śmiech) P.B.: Zaraz, chwila. To ja miałem […]

Piotr Baryła: Cześć Magda!

Magda Adamczuk: Spóźniłeś się. Całą minutę.

P.B.: Przepraszam, przedłużyło mi się poprzednie spotkanie.

M.A.: Nieważne, ale jak tak patrzę na Twój łańcuch Nie wydaje Ci się, że powinieneś go już naciągnąć? A tak w ogóle – nie mogłeś kupić kombinezonu w bardziej męskich kolorach? (śmiech)

P.B.: Zaraz, chwila. To ja miałem zadawać pytania…

M. A.: Następnym razem musimy się zamienić rolami. Ale skoro musisz, zaczynaj…

P.B.: Słyszałem, że byłaś na motocyklowym wyjeździe do Rosji po katastrofie smoleńskiej?

M. A.: Tak, podpięłam się pod chłopaków z BOR-u, którzy organizowali wyjazd, aby uczcić pamięć kolegów. Ja też chciałam uczcić pamięć moich dwóch Szefów, którzy tam zginęli. Byłam na pierwszych dwóch wyjazdach. To chyba najdalsza trasa, jaką zrobiłam na swojej Hondzie. Ciekawy wyjazd, chociaż takie jeżdżenie w dużej grupie ma też swoje wady. Byłam tam jedyną osobą na sportowym motocyklu i podróż nie była zbyt komfortowa. Wyobraź sobie, że jedziesz w kolumnie setki kilometrów z prędkością 110-115 km/h, np. pustymi białoruskimi autostradami. Dookoła tylko pola i nic więcej. To bardzo monotonne. Przećwiczyłam na motocyklu chyba wszystkie możliwe pozycje. Ze zmęczenia i znużenia zdarzało się prawie usnąć i zjechać z drogi. Ale nie to w tym wyjeździe było najważniejsze, więc cieszę się, że pojechałam.

P.B.: Byłaś tam jedyną kobietą?

M. A.: Za kierownicą motocykla – tak.

P.B.: Jak długo masz swoją CBR 600RR?

M. A.: Kupiłam ją chyba w 2010 roku z zadziwiająco niskim przebiegiem około trzech tysięcy kilometrów. Poprzedni właściciel dbał o nią jak o dziecko. Przy sprzedaży opowiadał mi nawet, do jakich obrotów kręcił silnik przy niedzielnych przejażdżkach… I nie myśl, że jestem naiwna. Motocykl był naprawdę w idealnym stanie. Pewnie trochę przepłaciłam, ale było warto.

P.B.: Ale to nie jest Twój pierwszy sprzęt?

M. A.: Pierwsze było Suzuki GS 500. Pamiętam, że w poniedziałek zdałam egzamin na prawo jazdy, w środę kupiłam motocykl, a w piątek pojechałam do rodziców zrobić im niespodziankę, bo nie mieli pojęcia, że w ogóle robiłam kurs… Kolejnym motocyklem była Yamaha Fazer 600 i dopiero obecna Honda.

P.B.: Rodzice byli zadowoleni, że córka kupiła sobie motocykl? Mam wrażenie, że w ogóle to jesteś trochę taką „córeczką tatusia”? Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

M.A.: Pewnie masz rację. Moje relacje z tatą są wyjątkowe i od zawsze byłam trochę takim synem, którego nie ma (z uśmiechem). Chyba całkiem sporo jest we mnie tego męskiego pierwiastka. Ale rodzice raczej już się przyzwyczaili, że ciągle ich czymś zaskakuję i robię rzeczy delikatnie wyłamujące się w opinii niektórych poza standard.

P.B.: Rodzice są z Ciebie dumni?

M.A.: Hmm. Chciałabym, by tak było i mam taką nadzieję. Tak naprawdę wszystko w życiu zawdzięczam właśnie im. To Oni zawsze we mnie wierzyli i nigdy nie zniechęcali do nowych wyzwań. Dzięki temu jak mnie wychowali i jakie przekazali wartości, mogę się spełniać i realizować swoje pasje. I mam nadzieję, że ich nie rozczarowuję.

P.B.: Kusi Cię jakiś mocniejszy, większy motocykl?

M. A.: Na razie nie. I tak trudno wykorzystać moc sportowej sześćsetki, gdy jeździ się na co dzień. Nie kupiłam motocykla do lansu, albo żeby komuś coś udowadniać. Ja to po prostu lubię. To jest moje, taki mój świat. Tak w ogóle, to najbardziej lubię jeździć sama.

P.B.: Zdradzisz mi, co wozisz w tej torbie?

M. A.: Jak to co? Kieckę i szpilki! Przecież przyjechałam z pracy.

P.B.: Podobno był kiedyś taki plan, żebyś została żołnierzem?

M. A.: Tak, trochę się bawiłam w wojsko. Zawsze czytałam „Komandosa” i kiedyś znalazłam tam informację o naborze do jednostki „Strzelca” w Mińsku Mazowieckim. Pojechałam i tak się wszystko zaczęło. Szkolenia strzeleckie, wyjazdy do lasu, nauka szyków bojowych, elementy „zielonej” taktyki (prowadzenie działań poza terenem zurbanizowanym – przyp. red). Trochę zajęć z elementów „czarnej” taktyki (działania ofensywne w obiektach – przyp. red.) też mieliśmy. Bardzo fajnie wspominam ten czas. Swoje pierwsze skoki spadochronowe też robiłam będąc w „Strzelcu”.

P.B.: Skakanie ze spadochronem musi dawać niesamowite doznania…

M. A.: Fantastyczna sprawa. Gdy robiłam AFF (Accelerated Free Fall – kurs swobodnego spadania, metoda nauki skoków spadochronowych – red.) i swobodnie spadałam przez kilkadziesiąt sekund z wysokości 4000 metrów, najbardziej zaskoczyła mnie niesamowita cisza po otwarciu czaszy spadochronu. To taka cisza, że słyszysz głośno własne myśli… Bo strach pojawia się tylko przy wyskakiwaniu z samolotu.

P.B.: I w końcu wylądowałaś… na studiach.

M. A.: Tak, najpierw Wojskowa Akademia Techniczna, potem Akademia Obrony Narodowej, podyplomówki na Uniwersytecie Warszawski i w Collegium Civitas, a później znów AON. Skończyłam tam studia doktoranckie i teraz czeka mnie jeszcze obrona…

P.B.: I będziesz panią doktor…

M. A.: Tak, „panią doktor od terroryzmu”. Jeśli chcesz, możemy zrobić analizę wykorzystania motocykli w zamachach terrorystycznych…

P.B.: Oczywiście, że przygotujemy taki materiał! Zauważyłem, że lubisz ciągle podnosić sobie poprzeczkę.

M. A.: Zawsze musiałam udowadniać sama sobie nie to, że jestem najlepsza, tylko że dam radę. Obieram cele, które na początku wydają się mało realistyczne.

P.B.: Na co dzień pracujesz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. To taki nasz polski „Pentagon”?

M. A.: Nie, to nie tak. BBN jest urzędem, przy pomocy którego Prezydent RP wykonuje zadania w zakresie bezpieczeństwa i obronności. Pełnimy głównie funkcję doradczą, opracowujemy i opiniujemy dokumenty o charakterze strategicznym, dotyczące bezpieczeństwa państwa.

P.B.: Czym konkretnie się zajmujesz?

M. A.: Głównie analizą zagrożeń związanych z terroryzmem i bezpieczeństwem cyberprzestrzeni.

P.B.: Czyli typ dziewczyny Bonda… Już mam pomysł na tytuł dla tego materiału!

M. A.: Przestań, nie zrobisz mi tego… (śmiech)

P.B.: Oczywiście, że nie. Ale obstawiam, że po godzinach trenujesz sporty walki lub crossfit. To ostatnio modne…

M. A.: Crossfit? W sumie bardzo ogólnorozwojowy i efektywny rodzaj sportu, zapoczątkowany przez żołnierzy sił specjalnych w USA. Ale nie, nie lubię robić czegoś, co jest modne. Po prostu regularnie chodzę na siłownię. Poza tym lubię biegać, nie tylko „normalnie”. Lubię biegi terenowe typu Katorżnik czy Survival Race. A! I jeszcze – „megaamatorsko” – boksuję! Powiesiłam w mieszkaniu worek treningowy i tak się odstresowuję!

P.B.: Spełniasz marzenia, masz ciekawą pracę i jeszcze ciekawsze zainteresowania. Jak zaimponować takiej kobiecie?

M. A.: To nie jest aż tak skomplikowane. Po prostu uwielbiam ludzi z pasją. Nawet jeśli ta pasja nie jest moją, jeśli mnie kompletnie nie interesuje. Podziwiam ludzi, którzy potrafią godzinami opowiadać o czymś, co ich porywa i jest dla nich ważne. Trzeba mieć coś swojego poza pracą zawodową, naukową czy rodziną. Taki swój mały świat. Bez tego można zwariować.

P.B.: Filateliści, wędkarze i szachiści – Wy też macie szansę! No chyba, że jesteś mężatką…

M. A.: Nie, nie jestem.

P.B.: Już widzę moją zapchaną skrzynkę mailową po publikacji wywiadu…

M. A.: Nie przesadzaj.

P.B.: Czy gdy pojawiasz się jako jedyna kobieta w stadzie motocyklistów, faceci zaczynają się zachowywać inaczej? Popisują się, rywalizują między sobą czy traktują Cię neutralnie, jak kumpla?

M. A.: To zależy. Ale chyba jest trochę tak, że niezależnie od tego, czy mówimy o motocyklistach, szachistach czy rowerzystach, jeśli w danej sytuacji wśród mężczyzn nagle pojawia się jedna kobieta, to zapewne następuje zmiana w zachowaniu i być może próba zaimponowania jej. Wy, mężczyźni, po prostu tak macie… Ale nie można generalizować.

P.B.: A czy doświadczyłaś kiedyś w środowisku motocyklowym dyskryminacji?

M. A.: Chciałam od razu powiedzieć „absolutnie nigdy”, bo nawet, gdy jechałam pierwszy raz na tor do Poznania, w dodatku wcale nie na sportowym sprzęcie (miałam jeszcze Fazera), nie odczuwałam żadnego dyskomfortu w związku z tym, że jestem kobietą. Przecież wszyscy jeździmy tam dla przyjemności, pozytywnych emocji czy poprawienia techniki jazdy. Początkowo nie widziałam na takich treningach żadnych dziewczyn, ale teraz to się już zmienia. I bardzo dobrze, oby nas, kobiet, w takich miejscach było coraz więcej!

Ale – wracając do pytania o dyskryminację – niestety, kiedy miałam lat „naście” i już mogłam zdawać na prawko, na egzaminie spotkałam się z ewidentnie złym nastawieniem egzaminatora. Dał mi jasno do zrozumienia, że kobiety nie nadają się do jazdy motocyklem i z wielką satysfakcją znalazł argument, aby mi nie zaliczyć egzaminu. Ale to było dawno temu i na szczęście takich osób jest coraz mniej.

P.B.: Tor to jedno, a turystyka – drugie. Jakie kierunki wyjazdów czekają w kolejce?

M. A.: Cały czas marzy mi się podróż do Afganistanu i Pakistanu. Jest coś magicznego w tych krajach, że pociąga mnie ich kultura i to „niezachodnie” spojrzenie na świat. Naukowo, zawodowo, jak i pod względem zainteresowań to bliskie mi klimaty. Niestety, teraz nie jest chyba najlepszy czas na wyprawę w ten rejon świata.

P.B.: Pojechałabyś tam na swojej CBR 600RR?

M. A.: Nie. Chciałabym mieć kiedyś wielki garaż, a w nim różne typy motocykli, które biorę sobie do jazdy w zależności od nastroju…

P.B.: Może kiedyś napiszesz dla nas test jakiegoś sprzętu?

M. A.: Możemy razem pojechać na tor do Poznania.

P.B.: Ale na jednym motocyklu?

M. A.: Nigdy w życiu nie jeździłam jako pasażer i nie będę tak jeździć

P.B.: Dlaczego?

M. A.: Mam głowę, ręce i nogi, więc mogę sama jeździć.

P.B.: Motocykl jest stworzony do jazdy solo?

M. A.: Tak, z pewnością. Dlatego od razu po kupnie motocykla zamontowałam sobie nakładkę na tylne siedzenie. Przynajmniej nie słyszę co chwilę „przewieziesz mnie?”… (śmiech)

P.B.: No dobrze, więc jesteśmy umówieni na wspólny test na torze Poznań?

M. A.: Chętnie. Jeśli chodzi o tematy motocyklowe, to możesz mnie śmiało angażować do różnych projektów.

P.B.: A po teście kolacja?

M. A.: Wyłącz dyktafon, to pogadamy. (śmiech)

P.B.: Dzięki za rozmowę!

KOMENTARZE