Pandemiczne okoliczności nie sprzyjają dalekim wyjazdom. Na szczęście wiele atrakcyjnych miejsc czeka na nas tuż za granicami Polski. Jednym z nich jest Lwów, klimatyczne ukraińskie miasto z licznymi śladami polskiej historii.

Planując majówkę zawsze patrzymy na pogodę, najczęściej spodziewając się wiosennego deszczu – i tym razem nie było inaczej. Przez trzy czwarte podróży z Dąbrowy Górniczej do Lwowa mieliśmy oberwanie chmury, ale na szczęście było ciepło, ok. 16 stopni. Wybraliśmy przejście graniczne w Korczowej, była to najszybsza droga. Autostrada A4, po której się poruszaliśmy, jest płatna na tym odcinku w dwóch miejscach – łączny koszt przejazdu motocykla to 12 zł. 

Dlaczego Lwów? 

Najchętniej odpowiedziałbym pytaniem na pytanie: a co, znowu polskie góry? Nie to, że ich nie lubimy, ale o Beskidy czy Tatry zahaczamy dość często, a Sudety mamy w planach zrobić w Boże Ciało, odwiedzając przy okazji znajomych. Inna sprawa, że tuż  przed majówką Ukraina zniosła prawie wszystkie obostrzenia. Restauracje, hotele, bary, kina i teatry były już otwarte, czego nie można było powiedzieć o sytuacji w Polsce.Droga ze Śląska przebiegała dość sprawnie, jak na pierwszomajową sobotę nie było większego natężenia ruchu. Deszcz oczywiście utrudniał podróż, ale byliśmy nastawieni optymistycznie – we Lwowie miało być słoneczko. Katowice, Kraków, Tarnów, Rzeszów i całkowicie pusta droga aż do dwukilometrowego korka aut czekających na przejściu granicznym w Korczowej. Uff, jak dobrze, że my mamy tylko dwa koła! Raz, dwa i wjazd bezpośrednio na przejście graniczne. Niestety, Straż Graniczna w Polsce dopatrzyła się braku przeglądu w naszym Kawasaki Z1000SX, co ewidentnie było moim osobistym zapominalstwem.

Chwila grozy, czy to czasem nie przekreśli naszych planów majówkowych i czy bez ważnego przeglądu będziemy mogli wjechać na teren Ukrainy. Ale jednak, udało się, choć trwało to o 40 minut dłużej niż normalnie. Uregulowano kwestię blokady mojego dowodu rejestracyjnego w bazie danych oraz wystawiono 7-dniowe pozwolenie na kierowanie pojazdem i zarazem wjazd na teren Ukrainy. Obecnie (maj 2021) do przekroczenia granicy potrzebny jest jeszcze test PCR na Covid-19, ważny 72 godziny od momentu pobrania wymazu oraz dodatkowe ubezpieczenie na wypadek zaistnienia potrzeby leczenia poza granicami kraju z powodu koronawirusa.

Aleja Wolności

Ukraina Wita! 

Niestety super dziurawymi drogami i ciągle padającym deszczem. Przez ostatnie 80 km bardzo oszczędnie odkręcałem manetkę gazu. Z każdym przebytym kilometrem ukazuje się nam obraz życia codziennego zdecydowanie innego od naszego. To tak jakby widzieć Polskę, ale około dwudziestu lat temu. Samochody typu Wołga czy Łada nadal są częstym widokiem na tutejszych ulicach. Ogólnie jest zdecydowana przewaga aut radzieckich, a wiele aut wygląda tak, jakby nie istniało tam w ogóle pojęcie przeglądu technicznego. Cena za litr benzyny 95 to w przeliczeniu na nasze ok. 3,80 zł, a na każdej stacji jest dostępna również benzyna 92. Nic, tylko lać i jeździć! Lwów przywitał nas obiecanym w prognozach pogodowych słoneczkiem, na które czekaliśmy. Drogi w samym mieście to głównie kostka brukowa, tzw. „kocie łby” z dziurami jak po bombardowaniu. Zdecydowanie nie są one przyjazne motocyklistom, wolałem wybierać bloki betonowe znajdujące się pomiędzy szynami tramwajowymi niż słyszeć ten ciągły klekot od nierównej kostki. Jedno jest pewne, już nigdy nie będę narzekał na jakość polskich dróg. 430 kilometrów, które zrobiliśmy, nie zmęczyło nas jakoś bardzo, pomimo całej tej nieprzyjemnej przygody z pogodą i drogami. Hotel mieliśmy w samym centrum Lwowa, więc po rozpakowaniu kufrów ruszyliśmy razem z Agnieszką, by zjeść coś dobrego i zwiedzać miasto. Jedzenie na Ukrainie… tego trzeba spróbować! Smak podstawowych produktów, takich jak wędliny, masło, pomidory, a nawet niektóre słodycze zawiera duży pierwiastek swojskości, jest bardziej „babciny” niż sklepowy. Tak jakby globalizacja ciut wolniej tu docierała. Jakość zawiera się w prostocie.

Ceny również są niskie, co jest dodatkową zachętą do odwiedzania naszych wschodnich sąsiadów. Przez trzy dni pobytu we Lwowie zachwycaliśmy się tym miastem, którego sercem i najważniejszym punktem spotkań jest rynek. Na Starym Mieście chłonęliśmy cały klimat Lwowa, z jego wąskimi uliczkami i mnóstwem lokalnych restauracji. Warto również zobaczyć Operę Lwowską, obok której wystawia się wielu lokalnych malarzy i muzyków prezentujących swoją twórczość. Na „podwórku włoskim” można zjeść posiłek w otoczeniu ciekawej architektury, przypominającej nieco dziedziniec na Wawelu. Aby zobaczyć miasto z innej perspektywy warto wybrać się na tzw. dachy lwowskie które są doskonałym punktem widokowym na całą starówkę.

Odjeżdżający wehikuł czasu

Wracaliśmy do domu w poniedziałek 3 maja i ku naszemu zdziwieniu, kolejek na granicy nie było wcale. Można było swobodnie podjechać pod samo przejście. Ostatnie tankowanie „pod korek” tańszego paliwa, ostatnie zakupy i po kontroli bagażu można wracać. Warto zwrócić uwagę, ile i jakich produktów możemy przewieźć przez granicę. Ceny kuszą, lecz możliwości przewozu też są mocno ograniczone. Ruszając ze Lwowa o 10:30, o godzinie 15:00 byliśmy już w domu. Droga powrotna była zdecydowanie przyjemniejsza pod kątem pogody i natężenia ruchu na przejściu granicznym. Po powrocie trafiliśmy na obowiązkową kwarantannę. Odwołać ją można było po zrobieniu testu i przekazaniu wyniku do Sanepidu w swojej miejscowości, co oczywiście zrobiliśmy z marszu.

Ukraina stara się o wejście do Unii Europejskiej, w wielu miejscach wyeksponowano niebieskie flagi z gwiazdkami. Z pewnością spowoduje to duże zmiany w wyglądzie tutejszych miast i wsi. Czy nie warto zobaczyć i poczuć tego klimatu właśnie teraz, kiedy wciąż można odnieść wrażenie, jakbyśmy cofnęli się w czasie? Zdecydowanie uważamy, że wręcz trzeba! Mocno polecamy wyjazd do Lwowa, miasta wciąż kipiącego historią i klimatem. 

Tekst i zdjecia: Mariusz Nowak

KOMENTARZE