fbpx

Jestem egoistą, który jeżeli nie może jeździć motocyklem to zachowuje się trochę jak rozpieszczony bachor, który nie może z zazdrości zaakceptować, że inni robią coś czego chwilowo on nie może robić. Ponad miesiąc temu złamałem rękę i mój zakaz na jeżdżenie motocyklem trwa i trwa…

Nie mogę patrzeć na motocykle, ani słuchać o motocyklach bo moja absencja doprowadza mnie do szału. Nie inaczej miałem z wyjazdem na Vervę Street Racing 2019. Z jednej strony bardzo chciałem tam być, z drugiej? To jak mieć arachnofobię i wejść do starej komórki wyplecionej dokładnie pajęczynami. Na szczęście nie miałem zbyt dużo czasu na rozmyślanie o moich pseudo problemach, bo szybko zająłem się robotą. W zasadzie szybciej niż myślałem…

Rekonesans przed imprezą

Na dziesiątą, jubileuszową Vervę Street Racing wybrałem się w piątek z samego rana. Przyjechałem zatem dzień wcześniej. Chciałem wziąć udział w konferencji prasowej i przede wszystkim zapoznać się z terenem imprezy. Ten jest ogromny, a harmonogram imprezy był dosyć napięty. Moim planem było zapoznanie się z terenem, tak żeby w dniu imprezy nie błądzić i poruszać się w miarę dynamicznie między strefami.

Porada warta każdych pieniędzy

Pewnie wielu z Was przeżywało opór Waszych drugich połówek przed wyjazdem na imprezę motoryzacyjną. Ja na szczęście zawsze mam wymówkę, że jadę do pracy i temat szybko jest ucinany, ale wymyśliłem, że tym razem zabiorę swoją (już!) żonę na wyjazd. Przecież Verva odbywała się w Gdyni. Podczas, gdy ja będę biegać z kamerą, Ona może się smażyć do woli na plaży! Wilk syty i Kansas City! 

 Już po pierwszych kilku minutach uderzył mnie rozmach VSR, a przecież jeszcze połowy pojazdów nie było na miejscu. Gdzieniegdzie jeździły lawety, ludzie krzątali się w niemałym pośpiechu – wszystko musiało być gotowe na sobotę. W piątek o godzinie 12, rozpoczęła się konferencja prasowa, a dziennikarze mogli podziwiać pojazdy dakarowe w zmaganiach z gdyńską plażą. To dopiero początek!

Na szczęście pogoda dopisała!

Na szczęście nie było jeszcze tłumów, a do imprezy zostało sporo czasu. Miałem zatem możliwość porozmawiać z zawodnikami i przygotować dla Was kilka filmów z imprezy. Zapomniałbym o najważniejszym… pogoda! ORLEN ma chyba wtyki, ponieważ po niezbyt zachęcającym do plenerowych imprez tygodniu wyszło słońce, a nad całą Polską przelała się fala upałów. Można by na to trochę narzekać, żeby nie bliskie sąsiedztwo morza, które miało w tych dniach 18 stopni. Idealna opcja do schłodzenia.

Sama impreza podzielona była na kilka stref. Na fanów offroadu czekała strefa DAKAR, na zwolenników popisów asfaltowych, strefa F1, a dla fanów adrenaliny, strefa Action. I właśnie tam znajdowało stoisko Świata Motocykli. Nie powiem: ze strefy Action do strefy F1 trzeba było uciąć sobie przynajmniej piętnastominutowy spacerek i trochę poprzeciskać się przez tłum ludzi, ale nie ma tego złego. Na VSR nie znalazłem metra zmarnowanej przestrzeni. Niekończące się wystawy samochodów (i to jakich!) i motocykli. Food Trucki i wiele innych. Spacer w takich okolicznościach przyrody był wspaniały i mocno napawający optymizmem.  

Strefa F1

Nie sądziłem, że jakikolwiek Polak może powodować taką histerię. O dopchaniu się do Roberta Kubicy mogliśmy tylko pomarzyć. Dziesiątki ochroniarzy, stewardów pilnowało, aby nikt nieakredytowany do rozmowy z kierowcą F1 nie podszedł za blisko.

Może i dobrze, bo za naszym najbardziej znanym kierowcą poruszało się praktycznie cały czas kilkaset osób. Tego nie mogę nazwać nawet zainteresowaniem. To było zdecydowanie coś więcej. Fakt jest taki, że Robert był i pokazał się z bardzo dobrej strony. Jego bolid zrobił niemałe zamieszanie, chociaż na bardzo krętym torze nie mógł pokazać swoich możliwości – na szczęście palenie kapcia bolidem F1 zawsze wygląda popisowo. Nasi kibice również stanęli na wysokości zadania: nieopodal „toru F1”, gdzieś na bloku wywiesili baner z napisem: „Robert, wbijaj na drina”. Bardzo szanuję!

Przede wszystkim motocykle

Ja jednak pojechałem na VSR obserwować imprezę z punktu widzenia „motocyklowego”. Nie zawiodłem się! Fajnie, że ORLEN poszedł dalej niż tylko organizacja popisów ekipy ORLEN Team. Na miejscu mogliśmy podziwiać chłopaków z Wójcik Racing Team, ekipę FMX, Stunera 13 oraz Maćka Dopa ze Stunt Story oraz naszych żużlowców, którzy całkiem niedawno dostali się pod skrzydła ORLENu. Fajnie, gdy widać tych z którymi się znasz, z którymi się identyfikujesz i wiesz, że na co dzień robią mega robotę, a na czołówki gazet i programów informacyjnych w TV wbijają się od święta.

Najbardziej jednak zaimponował mi popis ekipy młodych Pitbajkowców. Którzy z techniką jazdy motocyklowej są na ty i jeżdżą tak, jak rzadko który motocyklista z dwudziestoletnim stażem. To wszystko za sprawą dobrego trenera. Za naszą utalentowaną młodzieżą biega Marek Szkopek, który poświęca się temu w pełni i to dosłownie!

Szacunek!

Pewnie widzieliście w trakcie imprezy nasz wpis na FB, gdzie Marek zamiast lansować się i prezentować swoje możliwości biega z pachołkami po torze Action i organizuje przejazd PitBike? Jeśli nie, to link znajdziecie poniżej. Bardzo szanujemy i lubimy kiedy prawdziwe wzory do naśladowania zakasują rękawy i robią zamiast gadać. Tych od gadania jest już za dużo!

 

Dakar przede wszystkim

Ponad wszystko ogromne wrażenie na mojej uniżonej osobie zrobił popis Dakarówek. Ale tutaj zacznę opowieść małą dygresją. Wejścia dla mediów bronił mały, biały namiot, który był swoistą granicą pomiędzy strefą dla zawodników, a widownią. W namiocie znajdowało się biurko krzesło i stos karteczek z podobizną Roberta Kubicy, przy okazji znajdowała się tam pokaźna ilość markerów. Pomyślałem w żartach, że trzasnę podpis i wręczę go mojemu redakcyjnemu koledze, Tomaszowi. Stewardom nie spodobało się moje poczucie humoru. Dobrze, że nie wywalili mnie z namiotu na zbity pysk. Żart jednak okazał się całkiem dobry bo ludzie czekający na swojego idola śmiali się całkiem głośno…

W końcu nasi Dakarowcy ruszyli. Oprócz Adama Tomiczka i Maćka Giemzy mogliśmy zobaczyć ekipę Duust na swoich Dakarówkach, oraz auta, którym przewodził Kuba Przygoński. Tor był trudny, bardzo kopny. Najmniejsze odjęcie gazu powodowało, że przednia oś zapadała się w piach i łatwo było o rolkę. W tych warunkach nie miał sobie równych Adam Tomiczek, który nie zabierał jeńców. Na zakrętach kładł motocykl prawie do poziomu, a z płotka wyznaczającego trasę robił… bandy po których jeździł. Kopara na glebie!

Gdzie teraz?

Nie Wiem, gdzie wyląduje jedenasta Verva Street Racing. Pewnie nie w Gdyni. Tegoroczna edycja pokazuje jednak, że połączenie nadmorskiego klimatu z mocnymi motoryzacyjnymi emocjami to strzał w dziesiątkę. Fajnie, gdybyśmy spotkali się jeszcze na plaży. Z drugiej strony nasz kraj jest tak piękny i ciekawy, że może ORLEN trafi jeszcze fajniejsze miejsce dla tego typu imprezy? Czas pokaże.

Galeria zdjęć

KOMENTARZE