Do tej pory Kawasaki kojarzyło się z postacią ninja mitycznego, zamaskowanego wojownika. Wygląda na to, że aby odzyskać utraconą pozycję, pomóc może tylko inna legenda – boski wiatr, kamikadze.

Wspólnym mianownikiem wszystkich materiałów prasowych towarzyszących premierom nowych motocykli jest ich patetyczny ton, starający się udowodnić, że „oto drodzy państwo widzicie coś, co zrewolucjonizuje świat”. Rzecz jasna, nikt tych słów nie bierze na poważnie, ot takie czcze przechwałki speców od marketingu. Tym razem jednak warto potraktować je bardziej serio: „z reputacją firmy słynącej ze swej innowacyjności, Kawasaki wzięło świeży oddech i zrobiło obdarzony fantazją krok w przyszłość. Tak powstał całkowicie nowy ER-6”.

 

No cóż, ostatnie lata nie były najlepszymi w historii Kawasaki. To już nie był ten sam waleczny wojownik ninja, tylko bywalec baru karaoke żłopiący w nim ryżowe piwo. Ostatni z Wielkiej Czwórki rzeczywiście stał się ostatnim, oddając pola konkurencji i to, o zgrozo, także tej spoza rodzimej Japonii.

 

Tym bardziej cieszy premiera nowego ER-6, który zdaje się wnosić świeży powiew w rynkową ofertę Kawasaki. Co ciekawe, ma on zastąpić najmłodszego z nieśmiertelnego kwartetu ER-5, GPZ 500S, KLE 500 iVN 500 korzystających z tego samego od lat dwucylindrowego silnika. Jeżeli reszta rodzinki pójdzie w tym samym kierunku, to zapowiada się duże trzęsienie ziemi na rynku motocykli popularnych. Bo ER-6 ma być motocyklem za rozsądne pieniądze, łatwym wprowadzeniu i nie przysparzającym kłopotów nawet mało doświadczonemu użytkownikowi.

 

W oczy rzuca się wcale nieprzypadkowe podobieństwo nowego Kawasaki do europejskiej elity. Wystarczy wspomnieć KTM Super Duke, BMW R 1200ST czy Benelli TnT. Takie kształty są teraz modne, dlaczego więc nie zaproponować nabywcom czegoś, co jest na fali? Tłumik przekornie ukryto pod silnikiem. Czy wszystkie motocykle muszą mieć teraz wydech pod tylną lampą? Charakterystyczny reflektor w układzie tandem skryty jest w mini owiewce. Podobnie skomponowano zestaw przyrządów z ciekłokrystalicznym szybkościomierzem i analogowym obrotomierzem.

 

Całkowicie nowy silnik nie ma już nic wspólnego z wywodzącym się jeszcze z połowy lat 80. twinem. 650 ccm pojemności skokowej w dwóch cylindrach, napęd rozrządu poprowadzony z prawej strony, wtrysk paliwa, wałek wyrównoważający, sześć biegów. Także przestrzenna rama spawana ze stalowych rur o dużej średnicy nie ma nic wspólnego z klasyczną ramą ER-5. Stalowy wahacz odświeża zapomniane nieco rozwiązanie o nazwie cantilever, jednak, o dziwo, pojedynczy amortyzator zainstalowany jest asymetrycznie, z boku. Natomiast jak najbardziej en vogue są zębate tarcze hamulcowe, i to, uwaga!, przy obu kołach. Przednie koło wyposażone jest w dwie tarcze. Jak na motocykl klasy popularnej, Kawasaki stroi się „na bogato”. Co więcej, za dopłatą będzie można mieć układ ABS. Także dobór opon świadczy, że mamy do czynienia z konstrukcją przyszłościową. Z przodu opona 120/70ZR17 jak z Superbike’a, z tyłu 160/60ZR17, a więc jak na motocykl klasy 600 ccm całkiem ambitnie.

 

No tak, ale co znaczy ta litera „n” w nazwie… Chyba tylko tyle, że wkrótce pojawi się ER-6s z owiewką z prawdziwego zdarzenia, mający bardziej turystyczny charakter. Coś tak jak zZ 750 iZ 750S.

KOMENTARZE