W ofercie Junaka to pierwszy podróżny motocykl typu Adventure. Jak na debiutanta prezentuje się całkiem okazale, widać, że projektanci czerpali wzorce od najlepszych – wizualnego skojarzenia z małym BMW GS trudno uniknąć.

Do tej pory niewielu producentów motocykli klasy 125 dało się ponieść ogólnoświatowemu trendowi budowy motocykli wyprawowych. Bo poza tym w zasadzie każdy, liczący się wytwórca, ma w ofercie maszyny typu ADV, które obecnie dominują w rankingach sprzedaży. Mówimy oczywiście o rynku europejskim, bo te największe, jak Azja i Ameryka Południowa, rządzą się swoimi prawami. Junak swoją wyprawówkę wprowadził dopiero w ubiegłym roku. Żałujemy, że czekał z tym tak długo.

Sprzęt wszystkomający 

Maszyna prezentuje się okazale mimo niewielkiej pojemności silnika, zachowując przy tym bardzo umiarkowaną masę 165 kg. Gabarytami tylko nieznacznie ustępuje bardziej markowym konkurentom z większymi silnikami. Umieszczenie siodła na wysokości 790 mm powoduje, że osoby o wzroście poniżej 170 cm będą miały problemy z dosięgnięciem stopami do ziemi. Junak jest duży jak na klasę 125, a komplet kufrów tylko potęguje to wrażenie. 

RX One ma wszystko, co powinna mieć wyprawówka: odpowiednią, przednią szybę z dobrze działającym deflektorem, komplet mocnych gmoli oraz zestaw trzech kufrów. Co prawda kufry są plastikowe, z dosyć prymitywnymi zamkami, jednak spełniającymi swoje zdanie. Sprawdziliśmy – w czasie jazdy się nie otwierają i nie przeciekają nawet w największym deszczu. Centralny kufer ma oparcie, które znakomicie podnosi komfort jazdy pasażera.

Junak RX One. Jest całkiem dobrze!

Wydech, jak to w wyprawówce, poprowadzony został górą. Aby maszyna zachowała symetrię, prawy kufer (wzorem BMW) jest mniejszy niż lewy, bo za nim znajduje się właśnie końcówka wydechu. Dzięki takiemu rozwiązaniu motocykl, kosztem pojemności kufra, zachowuje smukły kształt, a jego najszerszym elementem jest kierownica. 

Całość wykonano z dużą dbałością o szczegóły. Przykładem mogą być podnóżki kierowcy i pasażera z lekkich stopów, zbrojone gumą i wyposażone w antypoślizgowe żłobienia. 

Zestaw wskaźników jest dosyć bogaty, a przy tym czytelny. Oprócz analogowego obrotomierza ma panel LCD, wyświetlający prędkość, przebiegi (całkowity i dzienny), zapięty aktualnie bieg i godzinę. Jest też łatwo dostępne gniazdo USB. Dla mnie to zupełnie wystarczające wyposażenie. Nie znajdziemy tu oczywiście zmiennych map zapłonu, kontroli trakcji i innych, elektronicznych udogodnień, ale na razie nikt na świecie nie stosuje w motocyklach klasy 125 ccm takich rozwiązań. Szkoda, że zamiast systemu ABS zastosowano CBS (Combined Brake System), ale o tym za chwilę. Mam nadzieję, że z czasem doczekamy się wersji jeszcze bardziej wyprawowej – czyli z dzielonym siedziskiem i szprychowymi kołami, ale teraz za sumę tylko nieco powyżej 10 tysięcy złotych otrzymujemy kawał solidnej, dobrze wyposażonej „stodwudziestkipiąki”. 

Na motocyklu o większej pojemności silnika dałoby się zajechać dalej, jednak dwudziestoczterogodzinny wypad (z delikatną biesiadą i nocowaniem) z Warszawy na Mazury z pewnością mógł dać odpowiedź, czy RX One nadaje się do takich celów. Bo przecież powinien. 

Witajcie przygody! 

Zacznijmy od pakowania. Sprzęt biwakowy namiot, śpiwór, materac i niezbędne akcesoria bez problemu mieszczą się w trzech kufrach. Centralny jest naprawdę pojemny, a boczne mają wewnątrz rozciągliwe siatki, znakomicie ułatwiające pakowanie. Jeżeli ktoś potrzebowałby więcej przestrzeni ładunkowej, to na wierzchu kufrów spokojnie można troczyć jeszcze mandżur – stelaże są solidne i nic nie wskazuje na to, żeby mogły się oberwać w trakcie jazdy. 

Wyruszam więc z kolegą na motocyklu o wielokrotnie większej pojemności i mocy w kierunku Mrągowa. Przez Warszawę jedziemy mniej więcej równo, bo braki mocy Junak nadrabia zwinnością i mimo zainstalowanych kufrów smukłością. Wiadomo, że w motocyklach klasy 125 sprzęgła nie są wyjątkowo duże, więc częste operowanie klamką nie powoduje bólu mięśni dłoni. To spory plus. 

Junak nie jest, nawet jak na klasę 125 ccm, maszyną wybitnie dynamiczną, więc żeby nie być w miejskim ruchu zawalidrogą, trzeba go rzeczywiście ostro traktować. To pewien mankament i przy tak fajnym podwoziu i nadwoziu liczyłbym na nieco więcej, niż skromne 10,3 KM. 

Wyjazd z Warszawy w kierunku Pułtuska to dwupasmowa, szeroka droga. Tu rzeczywiście ujawnia się prędkościowa mizeria maszyny. Z wiatrem i z górki raz nawet „wyciągnęła” 111 km/h, ale na tym odcinku kolega na „dorosłym” motocyklu nudził się okropnie. Gdy jednak za Pułtuskiem skręciliśmy w bardziej lokalną, w miarę wąską i krętą drogę na Szczytno, radość z jazdy wyraźnie powróciła w nasze serca. Manetka gazu zacięta w opór pozwalała na osiągnięcie prędkości przelotowej rzędu 90 km/h, a w takich warunkach to już całkiem nieźle. 

Problematyczny CBS

Przełożenia dobrane zostały tak, że motocykl rozpędza się bardzo długo, dynamika jazdy na każdym biegu jest co najwyżej „taka sobie”, a każdy podmuch wiatru od przodu od razu przekłada się na wyraźny spadek prędkości. Przy nieco solidniejszym wietrze w twarz spada ona nawet do 80 km/h i trzeba redukować z piątki na czwórkę. Junak okazał się całkiem wygodny i wcale nie za mały, dosyć przyzwoicie składał się w zakręty, nawet nie najgorzej hamował, a siedzenie miało odpowiedni profil i należną twardość. Nawet opony, co do których początkowo miałem pewne obawy (nie do końca ufam mało znanym, chińskim markom), po rozgrzaniu nie sprawiały kłopotów. 

Jedyny powód do narzekania to dramatycznie niedobry, hamulcowy system CBS. Nie mam tu na myśli konkretnego przypadku Junaka, tylko samą ideę. Po prostu nie mogę zrozumieć, jak w motocyklu można zainstalować układ, którym jesteś w stanie zablokować naraz oba koła. Z takiego uślizgu przynajmniej ja nie umiem wyjść obronną ręką. Pewnie latem nie miałbym takich lęków ze względu na lepszą przyczepność opon, ale jechaliśmy pod koniec października… 

Zalety lekkiej maszyny

Na Mazurach motocyklem bądź co bądź typu Adventure nie mogłem sobie odmówić próby jazdy terenowej. Po ubitych, leśnych szutrach szło całkiem nieźle (nie licząc braku możliwości hamowania samym tylnym kołem!) jednak na piaskach było dramatycznie źle. Opony nie takie, przełożenie zbyt szosowe no i ten brak mocy. Na szczęście Junaczek jest tak solidnie „ogmolowany” (w pełnym rynsztunku waży ok 165 kg), że nawet starszy pan może się nim bez większych obaw w piachu wywracać. To ogromna zaleta małego „adwenczura”.

Na mojej testowej drodze już kilka razy widziałem wygrzebujących się z piachu gości na dużych wyprawówkach typu R 1200GS i powiem szczerze – wcale nie zazdroszczę. Jesienna wyprawa ujawniła jeszcze jedną, istotną zaletę RX One. W szybko nadchodzących ciemnościach przekonałem się, że reflektor działa bardzo dobrze. Nawet bez doświetleń zakrętów. 

Nadaje się czy nie? 

Trasę na Mazury pokonywałem już setki razy i mniej więcej wiem, ile czasu powinna zająć. Nie ma reguły, wszystko zależy od warunków atmosferycznych a także od pory roku. W tym regionie Polski podczas wiosennych i letnich prac polowych lokalnymi drogami nie da się iść „pełnym ogniem”, bo nigdy nie wiesz, czy zza ślepego zakrętu albo prosto z pola nie wysunie się najeżony ostrzami kombajn. Przyzwoity dla mnie czas Warszawa-Mrągowo to wszystko poniżej trzech godzin. Junakiem RX One osiągnąłem 3,5 godziny, czyli dramatu nie ma. 

Jest przy tym inna, fantastyczna zaleta: na całym tym dystansie mały „adwenczurek” spalił poniżej 8 l paliwa, a ja w ogóle się nie zmęczyłem i miałem czas na kontemplowanie widoków i zapachów jesieni. W dłuższym teście wyszło mi, że średnie spalanie to ok. 3,5 l / 100 km. Oleju nie wziął wcale. 

Ujeżdżałem Junaka przez kilka ładnych tygodni, ani razu nie miałem cienia podejrzenia, że coś się zepsuje, nic się nie odkręciło, nie poluzowało ani nie odpadło. Gdybym miał więcej czasu, cierpliwości i samozaparcia, to bez najmniejszych obaw rzuciłbym się nim w podróż dookoła Europy. A że na autostrady motocykl ten wybitnie się nie nadaje, to przy okazji pewnie odkryłbym wiele ciekawych miejsc, nie ujętych w popularnych, turystycznych przewodnikach. A skoro nadaje się na dalekie wyprawy, to tym bardziej po kraju śmiało można nim „adwenczurować”.

Polecam więc tę maszynę wszystkim, którzy z różnych powodów nie wsiadają na duże wyprawówki, a jednak podoba im się segment ADV. Będziecie Państwo zadowoleni! 

 

KOMENTARZE