Żużel, choć na popularność w naszym kraju nie narzeka, boryka się z tym samym problemem co każdy motorsport – ogromne koszty, jakie muszą ponieść zespoły i zawodnicy. Rozwiązaniem tego problemu mają być silniki Jawy.

Monopolistą w zakresie silników żużlowych jest obecnie szwedzka firma GM. Używa ich cała czołówka światowa, ale także zawodnicy z niższych klas. Są najmocniejsze na rynku, a ponadto mechanicy i tunerzy znają je bardzo dobrze. Sęk w tym, że zazwyczaj wymagają ingerencji tunera (są projektowane z uwzględnieniem, że zawodnik dopasowuje je pod siebie), a przy tym wymagają remontu co ok. 30 minut jazdy. O przygotowaniu i specyfice tych konstrukcji pisaliśmy już kiedyś w ŚM.

Czołówce to oczywiście nie przeszkadza, bo mają wsparcie dużych sponsorów i łączenie talentu ze sprzętem jest tam naturalne – jak w każdym motorsporcie na najwyższym poziomie. Niestety, w niższych ligach też korzysta się z GM, które wymagają kosztownych przeróbek i serwisów, ale budżet niektórych klubów i zawodników nie zawsze pozwala na to, żeby ścigać się na konkurencyjnym sprzęcie. Stąd, niektórzy zawodnicy rezygnują ze startów albo nie przebijają się do „ekstraklasy” właśnie przez brak kasy. Ogromne koszty także odstraszają lub uniemożliwiają niektórym młodzikom rozpoczęcie kariery profesjonalnego żużlowca. Wiadomo, że żaden motorsport nigdy nie będzie tani jak piłka nożna czy boks, ale są możliwości obniżenia kosztów.

Wszystko sprawdzone

Od trzech lat organizowany jest puchar Nice Cup dla młodych zawodników. Startują w nich na motocyklach z jednakowymi silnikami, co znacznie obniża koszty startów i wyrównuje rywalizację. Silniki produkuje Jawa i są opracowane we współpracy z polskim przedstawicielem czeskiego producenta. W dodatku zawodnik nie ma możliwości zmodyfikowania ich, bowiem są losowane i dostarczane do niego tuż przed turniejem. Jak mówi polski Dealer Jawy – Mirosław Dudek, czeskie jednostki dwuzaworowe są znacznie bardziej elastyczne, mają więcej dołu niż czterozaworowe GM, a co za tym idzie, wybaczają więcej błędów zawodnika. Są też znacznie tańsze – kosztują ok. 12 tys. zł, zaś GM i ingerencja tunera to koszt ok. 25 tys. zł. W dodatku Jawa jest wytrzymalsza i jedynie o 8 KM słabsza (62 vs 70).

Trzy lata funkcjonowania w Nice Cup i przychylne opinie zawodników pokazują, że zastosowanie czeskich jednostek w motocyklach całej stawki to bardzo dobry pomysł. Dlatego też Piotr Szymański, przewodniczący Fim Europe i GKSŻ rusza do Czech na rozmowy z zarządem Jawy, w celu poszerzenia współpracy, nie tylko w polskiej lidze. Rozmowy będą także dotyczyły umożliwienia startów na tańszym sprzęcie zawodnikom z Holandii, Bułgarii, Finlandii, Rumunii czy Austrii, gdzie młodzi zawodnicy też borykają się z problemem ograniczonego budżetu. W planach jest także zorganizowanie pucharu Europy do lat 19, w którym zawodnicy będą startowali właśnie na jednakowych silnikach Jawy. Jak dla nas, pomysł jest jak najbardziej słuszny, bowiem sporo jest talentów, które nie były w stanie rozwinąć skrzydeł właśnie przez brak finansów. Kibicujemy i czekamy na rozwój sytuacji

KOMENTARZE