Bohaterkami działu Speed Ladies będą tym razem dwie Panie: Sylwia i Nela Kopiś. Obie kochają dwa kółka i lubią spędzać razem czas. Ale łączy je coś jeszcze: największa więź, mamy i dziecka. Mam nadzieję, że ta historia zainspiruje wiele rodzin do dzielenia się swoją pasją z dziećmi. Zresztą pewnie też takie znacie?

– Zazwyczaj, kiedy nasze dzieci stają się nastolatkami, oddalają się od rodziców. U Ciebie chyba wygląda to inaczej…

– I bardzo się cieszę z tego powodu! Ale nie zawsze tak było. Praktycznie cały zeszły rok „pracowałyśmy” nad naszymi relacjami. Mogę teraz powiedzieć, że wspólne pasje bardzo to ułatwiają. Nela nie chciała mi za dużo o sobie opowiadać, ale gdy rozpoczynałyśmy rozmowy, dotyczące naszych zainteresowań, od razu się otwierała. Rozumiałyśmy się wówczas doskonale.

Speed ladies Rodzinne historie

– Cała rodzina lubi motoryzację? Spędzacie razem czas na dwóch kółkach?

– Cała nasza rodzina to wielcy sympatycy dwóch kółek. Już od dziecka przebywałam w otoczeniu motocykli i motocyklistów, ale zazwyczaj byli to mężczyźni – tata, brat, kuzynostwo, koledzy… Czasem któryś dał się przejechać. Męża też poznałam dzięki motocyklom! Dzięki niemu uwierzyłam, że motocykle nie są tylko dla chłopców. On wprowadzał mnie w świat dwóch kółek (gdy byłam już mamą dwóch maluchów…), pokazał jazdę sportową (brał udział w Pucharze Rookie 1000) i bez najmniejszych wątpliwości powierzyłam mu motocyklowe wychowanie naszych dzieci. “Motoedukację” rozpoczęły mając 6 lat (syn) i 8 lat (córka) na Yamasze PW50. Potem motocykle rosły z dziećmi. Obecnie jeżdżą Husqvarną 85 TC i już trzeba pomyśleć o kolejnym sprzęcie… Mówią, że ten zostawią dla mnie (śmiech)! Dlatego dałam się namówić mojej drugiej połowie na szkolenie z jazdy enduro. Dzieciaki z mężem endurują razem, ja dotychczas tylko im się przyglądałam. Z mężem wspólnie spędzamy czas na motocyklach sportowych. Całą czwórką udało nam się pojeździć tylko na pit bike’ach. Było cudnie. Dostałam od dzieciaków mocno po tyłku. Są ode mnie o wiele lepsze…

– Ale samo nic się nie dzieje. Pamiętam piętnaste urodziny Twojej córki. Zorganizowałaś jej niespodziankę, która stała się jej nową pasją…

– W tym roku zorganizowałam mojej pierworodnej piętnaste urodziny w Lisewie. Raz w tygodniu organizowano tam szkolenia jazdy na pit bike’ach. Jedno z nich wypadło idealnie w dniu jej urodzin. Zebraliśmy ekipę, kupiliśmy tort, poprosiliśmy o wypożyczenie motocykli. Niespodzianka okazała się megazabawą dla wszystkich, zaś Nela powiedziała, że były to jej najlepsze urodziny. Pokochała pit Bike’i, czuła się świetnie wśród ludzi razem z nią jeżdżących. Odkryła kolejną pasję. Cieszę się, że mogłam mieć w tym swój udział.

Speed ladies Rodzinne historie

– Wszyscy mówią, że ma smykałkę do wyścigów. Puścisz ją na zawody?

– Nela zrobiła duże postępy. Jest dobrym uczniem i ma pokorę do tego, co robi (zupełnie inaczej, niż mój syn, który miał ochotę najpierw mnie pokazać, że jestem od niego gorsza, a potem to samo swojemu ojcu). Córka, dzięki swojemu charakterowi, może wypracować dobrą postawę i dobrą technikę, co przekłada się na dobre rezultaty. Nie będę miała najmniejszych oporów, żeby puścić ją na zawody. Gdyby nie problem z wolnym czasem i kolizja z moimi pasjami, być może już w tym roku zostałaby zawodniczką.

– Nie boisz się o nią? Sama jesteś motocyklistką, więc na pewno inaczej się ten strach odbiera, ale czy aby nie jesteś bardziej świadoma niebezpieczeństw?

– Dziwnie to zabrzmi, ale zupełnie się o nią nie boję. Od najmłodszych lat wpajamy jej wraz z mężem zasady bezpiecznego motocyklowania, staramy się wyrobić w niej prawidłowe nawyki i myślenie również za innych uczestników ruchu. Jest zachowawcza i potrafi słuchać. O jej bezpieczeństwo dbam również poprzez wyposażenie jej w odpowiednie ochraniacze, buty czy kask oraz sprawny motocykl. Pewnie zacznę się bać, jak wyjedzie na ulicę, bo dopóki jeździ po polach, placach czy torach (gdy zacznie), naprawdę nie czuję większych zagrożeń.

Speed ladies Rodzinne historie

– Pamiętam, jak wybierałyśmy motocykle do testów Speed Ladies, też wybrałaś taki, by sprawdzić go pod kątem własnych dzieci.

– Zgadza się. Po pierwsze – moje nastolatki są mniej więcej mojego wzrostu. Po drugie – nie pozwolę im szaleć na asfalcie z dużą mocą. Dobra „dwieściepięćdziesiątka” na początek to naprawdę supersprzęt. Można na nim nauczyć się szacunku do prędkości, przyspieszenia czy też hamowania. Cudownie jest mieć wiedzę i w tej materii. Nie wyobrażam sobie, żeby kupować motocykl w ciemno. A już na pewno swoim dzieciom.

– A jak to się w ogóle stało, że stateczna pani notariusz prowadzi takie szalone życie?

– Moje dzieci często mówią, że jestem sztywniarą, a moi znajomi z toru, że nie wyglądam na notariusza (śmiech). Jak widać, jedno z drugim można pogodzić. Może dlatego, że najpierw byłam motocyklistką, a dopiero później zostałam prawnikiem? A może dlatego, że bycie notariuszem to mój sposób na zarabianie, a jazda motocyklem to moja pasja? Przyznam się jednak – lubię i swoją pracę, i swoją pasję. Może czas w końcu obalić stereotyp nudnego, statecznego prawnika?


Nela Kopiś (15 lat)

W motocyklach najbardziej lubię to, że sprawiają mi ogromną radość. Jeżdżąc, zapominam o „problemach piętnastolatki” i skupiam się na tym, aby jak najlepiej pojechać. Można powiedzieć, że jest to dla mnie rodzaj medytacji. Pokonując lęki na moto, łatwiej mi pokonać problemy w rzeczywistości. Gdy odpalam motocykl, słyszę cudowny odgłos silnika, czuję zapach spalonej benzyny i ogarnia mnie wspaniałe uczucie. Czuję dreszcze, ciarki, przepływ energii!Speed ladies Rodzinne historie

Osób, które wiedzą, że jeżdżę motocyklem, jest mało. Dzielą się na dwie grupy: tych, którzy mi nie wierzą (około 80%) oraz tych, którzy mi wierzą. „Wierzący” dzielą się na kolejne trzy grupy. Pierwsza z nich uważa, że mówię o swojej pasji, żeby „zabłysnąć/pochwalić się” i to słyszę głównie od dziewczyn. Drugą grupę stanowią chłopcy, którzy wówczas chcą mi się przypodobać, wymyślając zabawne historie, jak np. osiągnięcie 200 km/h jakąś „stodwudziestkąpiątką” po lesie… Jest też niewielka, trzecia grupka moich najbliższych przyjaciół, którzy są dumni z mojej pasji, wspierają mnie, mówią, że jestem bardzo odważna i podziwiają mnie, gdyż sami raczej nie odważyliby się wsiąść na motocykl, ponadto szanują mnie za to.

Często spotykam się z głupim stereotypem, że dziewczyna jeżdżąca motocyklem musi być brzydką, niezadbaną i głupią chłopczycą. Ja raczej jestem totalnym przeciwieństwem (będąc skromną oczywiście haha).

Do niedawna miałyśmy z Mamą zupełnie inny gust. Mama preferowała jazdę sportową swoją „Cebeerką”, a ja zdecydowanie na cross/enduro. Nie miałam okazji przejechać się sportowym motocyklem, więc trudno mi powiedzieć, czy podobałoby mi się to, czy nie. Zdecydowanie bardziej preferuję styl enduro niż cross, czyli tripy i ogólnie szybką jazdę po „highway’ach” (przy których tata mi znika, bo przymula trochę), no ale czasem fajnie jest się też pomęczyć na żwirowni. Zresztą mój motocykl – Husqvarna 85 tc – jest do tego przystosowany.

Mama już od pewnego czasu planowała zabrać mnie na pity, jednak nie byłam zbytnio do tego przekonana. Co może być fajnego w małych motocyklach, na których nie może wydarzyć się żadna przygoda? Ale gdy spróbowałam, była to miłość od pierwszego odpalenia! Właśnie te małe wariaty nas połączyły! Chciałabym kontynuować swoją przygodę z pit bike’ami. Mam nadzieję, że będę mogła wystartować w zawodach. Chciałabym również zmierzyć się kiedyś z Mamą w wyścigach na torze!

KOMENTARZE