Jeżeli oczekujesz technicznych przemyśleń, to się zawiedziesz. To już dawno przestało mnie interesować. Motocykl ma tyle koni mechanicznych ile ma, zawieszenie jakie ma, moment i rozmiar tłoka jaki ma. Generalnie nuda.

Od dawna nie spoileruje mózgu danymi technicznymi, bo wgląd w nie przed wejściem na motocykl już ustawia mój mózg w pewien kanon myślenia. A przecież motocykl, to szczęście, marzenia i przyjemność. Zatem na pohybel „Ekselowi”!

Za karę!

Andrzej wsadził mnie na Pulsara NS 125 i kazał jechać. Jechać dużo, często i najlepiej wszędzie i tak też zacząłem czynić. To przecież mój szef, a szefa trzeba słuchać. Nie będę ukrywać, że była to dla mnie kara. Wyświetlacz stojący przy trasie pokazywał 32 stopnie, a temperatura asfaltu wynosiła grubo ponad 50. Jedyne o czym marzyłem, to jak najszybsze dostanie się do mojego ciemnego i chłodnego mieszkania, oddalonego od Warszawy o jakieś 200 kilometrów.

 

Jeszcze przed wyjazdem nakręciliśmy małego Vloga [w linku powyżej] i zrobiłem krótkie zapoznanie z motocyklem. Pierwsze zdziwko. Jakość! Wygląda to dobrze. Ok, nie każdemu muszą pasować indyjskie naleciałości, ale mi nie przeszkadzają. O wyglądzie się nie dyskutuje. Nie wygląda chińsko, a w tej klasie pojemności to już o czymś świadczy. Poza tym, to co lubię najbardziej w pojazdach Bajaja – podświetlane przełączniki. Takie proste, a jakże skuteczne. Jedziesz nocą i widzisz co przełączasz. No dobra, wiem że co nie którzy parsknęli śmiechem, ale wyobraź sobie swój pierwszy sezon w życiu. Brak wyrobionych mechanizmów, naprawdę utrudnia jazdę, szczególnie w nocy. Musimy pamiętać, że to właśnie (najczęściej) do początkujących motocyklistów trafi ten niewielki motorek.

W 125 siła!

Jestem ogromnym fanem tej pojemności (w zasadzie w odniesieniu do wszystkich modeli). Są lekkie i doskonale radzą sobie w mieście – bez nadmiernego obciążania wątłych i niewprawionych nóg kierowcy, jeszcze lepiej radzą sobie w terenie: możesz wyciągnąć płozy i jechać przed siebie. Wiem, że w terenie „należy” jechać w pozycji wyprostowanej ze spuszczoną bledną na oczy, ale w momencie w którym jadę 125-tką, mam to w głębokim poważaniu.

NS 125, foto: Tobiasz Kukieła

Technika jazdy mnie nie interesuje, bo jadę na ryby, a na miejscu czekają na mnie znajomi, którzy tak jak ja nie wzięli wędek. Ale jakimś dziwnym trafem wszyscy mamy namioty. W każdym razie 125 to również udany pojazd rodzinny co potwierdzają zdjęcia, które przywieźliśmy jakiś czas temu z Indii. Przemieszczają się nimi całe rodziny i potwierdzają, że można. Nader wszystko 125 to najlepszy wstęp do motocyklizmu. Motocykle tego typu nie są drogie (Pulsar NS 125 kosztuje 7 tysięcy złotych), możesz ćwiczyć nim stunty, orać w terenie, jeździć do szkoły, po bułki do sklepu, trenować technikę jazdy, a nawet jeżeli się wywrócisz, to naprawa nie zrujnuje Twojego portfela. Poza tym musimy pamiętać o jednym fakcie. Bajaj Pulsar 125 to sprzęt produkowany w jakiś kosmicznych ilościach, więc silniki i wszystkie podzespoły tego motocykla są dopracowane w najdrobniejszym detalu. Tutaj nie ma miejsca na przypadek.

Rozsądny CBS

Jak pewnie się orientujecie (lub nie), każdy motocykl musi być wyposażony w CBS – stanowią o tym odpowiednie normy. To w zasadzie nie jest takie złe, ale połączony układ hamulcowy powoduje (najczęściej), że kiedy wciskamy hamulec tylny, to ciśnienie w układzie wzrasta, również w pompie ręcznej (hamulec przedni). Jeżeli najpierw wciśniesz tył, a potem wciśniesz przód to klamka będzie dużo twardsza niż w sytuacji, w której wciśniesz sam przód.

Pulsar NS 125 foto: Tobiasz Kukieła

A jeżeli odpuścisz oba hamulce, a na koniec będziesz chcieć dohamować tyko przednim hamulcem, to klamka będzie dużo bardziej miękka. Tym sposobem tracisz czucie hamulca i jest to jedna z największych wad tanich układów CBS. To oczywiście nie występuje w motocyklach klasy premium. Nie występuje to również w Pulsarze 125, bo konstruktorzy motocykla wpadli na iście szatański pomysł i połączyli cięgno hamulca tylnego z hamulcem przednim za pomocą linki. Proste, a genialne i działa! Bardzo szanuje takie rozwiązania. Jak powiedział Simpson: Hindusi dali europejskim mocodawcom pstryczka w nos! Za to należy się im jeszcze większy szacun!

W trasie i w mieście

Pulsar zaskoczył mnie jednak czymś innym. Już po pierwszych metrach czułem, że silnik jak na 125, naprawdę daje rade. Nie zrzuca oczywiście z fotela, ale jest dynamiczny. Chwilę powierciłem się w korkach i wyskoczyłem na S8. Okazało się, że ten diabeł rozpędza się do 110 kilometrów na godzinę! I nie chodzi tylko o to, że rozpędza, ale zwyczajnie jedzie. Wiem, że to dla silnika duże obciążenie, ale całą trasę (200 kilometrów) jechałem z prędkościami zbliżonymi do maksymalnych. Spalanie? Zostało pół zbiornika, więc jak widzicie to całkiem niezły wynik.

Pulsar NS 125 foto: Tobiasz Kukieła

Jest jeszcze jedna, dosyć istotna kwestia. Po wejściu w prędkość nadświetlną (czyt. ponad 80 km/h) nic nie zaczyna brzęczeć, a i po 200 kilometrach takiej jazdy nic się nie rozbrzęczało na dobre. 

Niezbyt szczęśliwe były jednak moje cztery litery. Po 100 kilometrach zacząłem poszukiwać wygodniejszej pozycji. Lewy pośladek, prawy, a może bym wstał z siedzenia? Nie ma co się oszukiwać, to nie jest sprzęt transkontynentalny, ale w mieście? Sprawdzi się idealnie! Pomimo, że to tylko 125-tka, silnik radzi sobie doskonale ze startem ze świateł i ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ktoś będzie zmuszony na nas czekać. Poza tym, „Pulsarek” ma całkiem fajne zawieszenie. Z jednej strony komfortowe, ale z drugiej nie buja jak na tapczanie – dla tej klasy pojazdów to naprawdę ciekawe!

Zapomnijcie o nim, proszę!

Szczerze mówiąc to chciałbym, aby Bajaj Polska zapomniał, gdzie stoi ten sprzęt i mogliby mi go zostawić, miałbym idealny motorek do jeżdżenia bez zobowiązań, dobrej zabawy i zwiedzania okolicy. Gdybyśmy wystawiali oceny testowanym sprzętom. Wystawiłbym mu „8” w skali Tobiasza Kukieły. Czemu „tylko” 8? Żeby producent nie spoczął na laurach, zawsze kombinował i dawał europejskim krawaciarzom pstryczka w  nochale!

KOMENTARZE