Choć Sportster jest już eksploatowany od ponad dwudziestu lat przez koncern z Milwaukee, to okazuje się, że nadal ma w sobie potencjał i wciąż może zaskoczyć.

Recepta jest banalnie prosta. Wziąć stary model, zmienić w nim kilka elementów i sukces gotowy. O ile ogólne brzmienie tej recepty zna wielu, o tyle dobór właściwych składników to domena nielicznych, którym udaje się odkryć zupełnie inne, nowe, niezwykłe, niedostrzegane dotąd oblicze dobrze znanego pojazdu. Niestety, modne ostatnio liftingi okazują się być najczęściej niezbyt udanym retuszem. Z Nightsterem jest zupełnie inaczej. Z mało efektownego, nudnego, żeby nie powiedzieć, ,babskiego” Harleya przeobraził się w maszynę, na punkcie której oszalałem. Linia sportsterów nigdy mnie nie interesowała. Były nijakie i co ważniejsze, nie miały słusznej pojemności – słusznej, oczywiście w amerykańskiej skali, bo 1200 ccm trudno jest nazwać małym litrażem. Tylko że u Harleya królewską pojemnością było 1340 ccm, a od kilku już lat rządzi 1584 ccm.

Zwyczajnie fajny

Ten motocykl zwyczajnie mi się podoba. Dobrze dobrane proporcje, ciekawy wygląd i, można powiedzieć, umiarkowana cena. To wszystko sprawia, że takiego Harleya chce się po prostu mieć. Czy Nightster mógłby być lżejszy? Pewnie tak. Czy mógłby być nowocześniejszy? Na pewno. Ale Nightstera wyprodukowano, choć właściwszym byłoby określenie: wykuto, według starej szkoły. I według mnie jest to jego największym atutem. Każdy element jest tu prawdziwy. Nie ma imitujących metal plastików. Wszystko jest surowe. Oczywiście wydaje się, że z surowością budowniczowie czasami przesadzili. Arogancka, nieokrzesana śruba mocująca główkę ramy pozostawia zadrę w pamięci. Nawet nie chodzi mi o to, żeby nałożyć na nią jakąś maskownicę. Co to, to nie. Wówczas motocykl straciłby na wiarygodności. Jednak z doborem tej śruby goście z Harleya wyraźnie przegięli. Nie pasuje ona do reszty schludnie wykończonego pojazdu.

Samotnik

Siedzenie – jednoosobowe. Dzięki temu uwydatniono kształt błotnika. Aby nie popsuć jego linii, zrezygnowano z tylnej lampy. Światła stop i pozycyjne wbudowano w… kierunkowskazy. Całość działa, ale trzeba przyznać, że może wprowadzać małe zamieszanie na drodze, bo choć stop świeci się na czerwono, a kierunkowskazy na pomarańczowo, to istnieje możliwość pomylenia przez osoby jadące za nami stopu ze światłami awaryjnymi. Ale to, mam nadzieję, nigdy nie będzie przyczyną żadnej kolizji. W dodatku, skoro motocykl ma europejską homologację, to znaczy, że spełnia wymogi obowiązującego w Unii prawa. Drobnym mankamentem jest brak zabezpieczenia korka paliwa. Nie ma tu żadnego zamka i każdy może odkręcić wlew paliwa. Nightstera wyposażono w całkiem niezłe zabezpieczenie antykradzieżowe. Blokada przy główce ramy zamykana tym samym co stacyjka kluczykiem daje pierwszą zaporę mechaniczną. Niewątpliwie utrudni to zadanie złodziejowi, bo oprócz stacyjki będzie musiał poradzić sobie też z blokadą, która nie jest zintegrowana ze stacyjką. Każdego Harleya wyposażono w alarm, który działa zbliżeniowo. W momencie oddalenia się od pojazdu alarm uaktywnia się samoczynnie i odblokowuje, kiedy podchodzimy do maszyny. Dzięki temu pilot alarmu nie musi mieć żadnego guzika. Działa i jest wygodne.

Harley, nie chopper

Już w momencie wsiadania na Nightstera poczujemy, że mamy do czynienia z kawałem najprawdziwszego żelastwa. Masa w stanie suchym, tego wydawać by się mogło filigranowego motocykla, to niebagatelne 250 kg – i to na sucho! Zalany płynami waży niemal 300 kg. Na szczęście okazuje się, że nie wpływa to na prowadzenie pojazdu. Kierownica, podnóżki, siodło, wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Kiedy jeden ze znajomych dosiadł Nightstera, powiedział mi, że nie siedzi się na nim, jak na Harleyu. Od razu zapytałem go, na jakim Harleyu siedział wcześniej. Po krótkiej chwili zastanowienia odparł, że w sumie, to na żadnym. Chyba tylko na jakimś japońskim chopperze. I było to bardzo ciekawe stwierdzenie. Bo na Harleyu siedzi się jak na Harleyu, a nie jak na chopperowej podróbce. Każdy, kto jeździł na jakiejkolwiek maszynie z Milwaukee przyzna mi rację, że nie siedzi się na nich jak na seryjnych chopperach niby-konkurencji. W odróżnieniu od nich na Harleyu siedzi się wygodnie. Może dlatego, że ludziom z Harleya nigdy nie zależało na zrobieniu produktu podobnego do Harleya. Oni siłą rzeczy zawsze byli ponad tym. Dla nich najważniejsze było to, aby robić motocykle, a nie produkt harleyopodobny. Bo Harleye to nie choppery i cruisery, tylko motocykle.

Pomrugajmy

Chwilę zajmuje przestawienie się na harleyowski system włączania kierunkowskazów, który jest niemal identyczny, jak ten znany z BMW, z tą jednak różnicą, że w H-D nie znajdziemy osobnego wyłącznika kierunkowskazów. Kierunek włączamy i wyłączamy tym samym przyciskiem. Z tym że w Harleyu mamy też wyłącznik automatyczny. Efekt zastosowania takiego rozwiązania jest taki, że jeśli chcemy wyłączyć kierunek, musimy sprawdzić, czy kierunkowskaz już sam się nie wyłączył. W przeciwnym razie włączymy go ponownie – to trochę rozprasza, kiedy na cyferblacie szukamy migającej strzałki. Jest oczywiście na to metoda. Możemy w ogóle zrezygnować z wyłączania, zdając się w 100% na automat. Ten jednak czasem potrafi zaspać.

Skrojony na miarę

Moje pierwsze wrażenie po zajęciu miejsca na Nightsterze było takie, że podnóżki umiejscowiono w nim nieco za wysoko. To uczucie jednak minęło już po przejechaniu kilku kilometrów. Mimo swego wzrostu (186 cm) nie mogłem narzekać na niewygodę. Za to tak skonfigurowane podnóżki gwarantują bardzo przyzwoity prześwit Harleya w zakrętach. Tym motocyklem daje się naprawdę agresywnie jeździć. Na straży odpowiedniej przyczepności stoją przeznaczone specjalnie do Harleya opony Dunlop D401. Na ich bokach dumnie pręży się napis „Harley-Davidson”. Ogumienie dzielnie radzi sobie z masą pojazdu i nie dostarcza żadnych niepokojących emocji. Nawet nasz grafik, którego doświadczenie motocyklowe jest dość skromne, kiedy wrócił z przejażdżki Harleyem, nie mógł wyjść z podziwu nad jego prowadzeniem i faktem, że kilkukrotnie udawało mu się przytrzeć podnóżkami. A jak wspomniałem, wcale nie umieszczono ich nisko.

Przyjemna (po)wolność

Zestaw przyrządów zamontowany w Nightsterze jest skromny. Kierowca może wpatrywać się tylko w wyskalowany do 220 km/h prędkościomierz. Jednak takie wskazanie na cyferblacie nie pojawią się nigdy. Maksymalna prędkość to co prawda niebagatelne 185 km/h, ale przyznam się, że podróżując w otwartym kasku i w okularach przeciwsłonecznych, niechętnie przekraczałem stówkę. Niemal zupełnie zapomniałem, że jazda z takimi prędkościami może dawać niespodziewanie dużo frajdy.

 

Na małej listwie poniżej znajdziemy tylko kilka niezbędnych kontrolek. Styl minimalistyczny jest tu jak najbardziej wskazany. Kontrowersje budzi rozbudowanie ciekłokrystalicznego wyświetlacza o elektroniczny zegarek. Oczywiście we współczesnym świecie trudno odmówić temu staremu wynalazkowi przydatności, ale komu w pamięci pozostały pierwsze kadry kultowego filmu Easy Rider, w którym Peter Fonda spogląda ostatni raz na zegarek i rzuca go niedbale na ziemię, zrozumie, o czym mówię.

Wyważone wibracje

Silnik elastycznie montowany w ramie Nightstera generuje dokładne wyważoną porcję wibracji. Nie na tyle dużo, żeby to nam przeszkadzało, ale i nie za mało, tak na wszelki wypadek, abyśmy wciąż mieli świadomość, że jedziemy Harleyem. Reakcja na gaz jest spontaniczna i aż trudno uwierzyć, że ten silnik ma jedynie 66 KM. Ale przecież nie sama moc się liczy. Tu 89 Nm momentu obrotowego generowane jest już przy 3500 obr/min przez dwuzaworowego V-twina o pojemności 1202 ccm i stąd biorą się te osiągi. Nie tylko spokojny spacer daje sporo frajdy. Ostry start spod świateł też potrafi wpędzić kierowcę w błogostan. Skrzynia biegów działa poprawnie. Wystająca bezpośrednio z lewego dekla silnika dźwignia daje niewielki opór, a każda zmiana sygnalizowana jest dość głośnym stuknięciem. Taki urok ma harleyowska skrzynia i trzeba się do tego przyzwyczaić. Jest to nawet wskazane, bo jeżdżąc Nightsterem, będziemy musieli dość często zmieniać biegi. Harleyowska V-ka nie należy do liderów elastyczności. Jazda na najwyższym, piątym biegu możliwa jest dopiero po przekroczeniu 80 km/h. Wcześniej nie ma sensu przechodzić na to przełożenie, chyba że chcemy sprawdzić wytrzymałość swoich nerwów i szarpanego niemiłosiernie pasa napędowego. Ale kto powiedział, że już przy 30 km/h musimy mieć wbity nadbieg? Niższe biegi mogłyby poczuć się zaniedbywane. A tak jest przynajmniej sprawiedliwie.

Raczej taboret niż szezlong

Kiedy przyglądałem się Harleyowi, moją uwagę przykuły nieco oklapłe przednie harmonijki teleskopów. Coś mi się tu nie zgadzało. Wydawało się, że przód Nightstera za mocno ugina się już pod własnym ciężarem. Rezultat był tego taki, że podczas jazdy pracowała mniej niż połowa skoku przednich amortyzatorów. Tego problemu niestety nie da się pokonać w prosty sposób, bo producent nie przewidział żadnej regulacji przedniego zawieszenia. Koniecznością może być wymiana oleju teleskopowego na twardszy, a może nawet samych sprężyn. Na szczęście mizerna praca przedniego zawieszenia nie wpływa na trakcję Harleya, a jedynie na komfort, zwłaszcza kiedy na niewielkich nawet nierównościach zawieszenie niemiłosiernie dobija. Możemy być niemal pewni, że usłyszymy charakterystyczny stuk kapitulujących amortyzatorów nawet wówczas, gdy przy hamowaniu najedziemy na zaledwie maleńki jak ziarnko grochu kamyczek. Z tyłem sprawa wygląda nieco lepiej. Choć tu skok jest również mało imponujący, to przynajmniej mamy do dyspozycji regulację napięcia wstępnego sprężyn. Mnie nastaw fabryczny zupełnie satysfakcjonował, więc nie kręciłem pierścieniem przy amortyzatorach. Hamulce, choć nie imponują ani budową, ani rozmiarami, to nad podziw dobrze radzą sobie z niemałą masą Nightstera.

I tak go chcę

Choć Nightsterowi można wytknąć niejedną wadę, to muszę przyznać, że ten motocykl i tak kusi. Kusi kwintesencją prawdziwego motocykla. Bez oszustw i pozerstwa. No, może poza tym, że jest Harleyem – dla wielu to wystarczająca poza. Jak dla mnie Nightster jest zwyczajnym motocyklem. Bardzo przyjemnym motocyklem najlepszego gatunku. Gatunku, który sprawia przyjemność swemu właścicielowi nie tylko, kiedy nim jeździ. Daje mu sporo frajdy, nawet kiedy stoi w garażu. A najlepiej, kiedy po całym sezonie wrażeń zaparkuje na zimę przy kominku. Ja bym tak zrobił. Tylko, że nie mam kominka. No i Nightstera nie mam też.

Dane techniczne

Dane techniczne Harley-Davidson XL 1200N Nightster
Typ: czterosuwowy, chłodzony powietrzem
Układ: dwucylindrowy, widlasty V 45°
Rozrząd: OHV, dwa zawory na cylinder
Pojemność skokowa: 1202 ccm
Średnica x skok tłoka: 88,6 x 96,8mm
Stopień sprężania: 9,0:1
Moc maksymalna: 66 KM (49 kW) przy 5900 obr/min
Moment obrotowy: 89 Nm przy 3500 obr/min
Zasilanie: wtrysk
Smarowanie: z suchą miską olejową
Rozruch: elektryczny
Alternator: 285 W
Akumulator: 12V 19 Ah
Zapłon: z mikroprocesorem
Silnik-sprzęgło: łańcuch
Sprzęgło: wielotarczowe, mokre
Skrzynia biegów: pięciostopniowa
Przełożenia: 1:9,02; 2:6,44; 3:4,8; 4:3,98; 5: 3,41
Napęd tylnego koła: pas zębaty
Rama: zamknięta, dwururowa, stalowa
Zawieszenie przednie: teleskopowe, skok 92 mm
Zawieszenie tylne: wahacz stalowy, skok 41 mm regulacja napięcia wstępnego sprężyn
Hamulec przedni: pojedynczy tarczowy
Hamulec tylny: pojedynczy tarczowy
Opony przód/ tył: 100/90-19 / 150/80-16 Dunlop D401
Wysokość siedzenia: 642,6 mm
Rozstaw osi: 1510 mm
Minimalny prześwit: 99,1 mm
Kąt pochylenia główki ramy: 30°
Masa pojazdu w stanie suchym: 251 kg
Zbiornik paliwa: 12,5 l
Pojemność zbiornika oleju: 3,4 l
Prędkość maksymalna: 185 km/h
Zużycie paliwa: 5,5 l/100 km
CENA: 40 990 zł (lakier jednotonowy), 42 990 zł (lakier dwutonowy)
KOMENTARZE